piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 14

Moi kochani, od razu piszę żeby nie było. Historia co wydarzyło się Esalime w dzieciństwie się nie pojawi bo wszystkie pliki o opowiadaniach zostały na kompie a ja siedzę na lapcu. A jeśli jesteście tego ciekawi to zapytajcie o to Esalime w zakładce "Zapytaj bohatera".
_______________________________________________________________________________

* Lena, Seth, Saymon *
 
 
 
   Minęły kolejne dwa dni. Lena, Seth i Saymon po długich namowach Esalime, zgodzili się na to by dołączyła do ich grupy. Lecz był problem, król obstawił wyjście z zamku i z osady tak silnie, że nie było możliwości wyjścia. Wpadli na pewien pomysł, nie do końca mądry, ale skuteczny. Postanowili że razem z Esalime uciekną w osady elfów ziemi. Udało im się to, lecz kolejny problem, nie wzięli ze sobą map, które król ofiarował im po wydarzeniach na arenie. Saymon jakimś cudem, przywołał je i pokierowali się do elfów wiatru. Jako że mówiono że widzą przyszłość lub wiedzą rzeczy, jakich inne elfy nie wiedzą, musieli się tam udać. Musieli dowiedzieć się, gdzie ukryty jest lodowy miecz, którego szukają a także, jeśli to możliwe, kiedy jest Dzień Ośnieżonej Wierzby. Droga tam nie była łatwa. Już po oddaleniu się od osady ziemnych elfów, cała czwórka stoczyła walkę ze zbuntowanymi driadami. Następnie, w połowie trasy, kolejna walka, tym razem ze szkieletami. Byli zdziwieni że nieumarli pojawili się w lesie, w którym cały czas czwórka poszukiwaczy się przemieszczała. Osada elfów wiatru mieściła się w górach, niedaleko lasu w którym byli więc postanowili nim iść i nie wychodzić na żadne drogi czy ścieżki.
     Po dwóch dniach wędrówki, dotarli do celu. Zostali przyjęci bez żadnych problemów i od razu zaprowadzeni do władcy osady. Lena i Esalime dodatkowo czerpały korzyści z przebywania w osadzie, gdyż wszyscy mężczyźni elfów chodzili z nagimi torsami. Seth i Saymon jedynie śmiali się z ich zachowania, bo co innego im pozostało? Rozebrać się i biegać jak inni? O nie, tego nie będzie. Gdy doszli do kwatery głównej władcy, powitał ich jeden z elfów wiatru. Wyróżniał się tym że miał tatuaż na klatce piersiowej i tym że jako nieliczny przebywał w kwaterze.
- Witam, jestem Victor i jestem nadwornym magiem. Jeśli chcecie złożyć wizytę królowi, musicie przejść pewien test.
- Jaki test?- zapytał Seth z wyczuwalnym zdziwieniem w głosie.
- Test prawdy. Jeśli przybyliście tutaj ze szczerymi intencjami, przejdziecie próbę pomyślnie i wpuszczę was do naszego władcy a jeśli nie to będziecie musieli stąd odejść. Takie panują tutaj zasady.- wytłumaczył młody elf wiatru patrząc na zdziwione miny Leny i Setha. Saymon i Esalime nie byli zdziwieni. W ich osadach też często organizowano taki "turniej" który ma dowieść o szczerych intencjach.
- Dobrze, to gdzie odbędzie się ta walka?- zapytała Lena.
- Tutaj, na dziedzińcu. W tej osadzie nie mamy areny. Wybierzcie zawodnika i widzimy się na miejscu.- powiedział schodząc ze schodów.
- Jeśli chcecie to ja mogę z nim walczyć.- powiedział Saymon.
- Nie, może ja pójdę. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w czymś takim. Wiecie, u nas ludzi, to jedynie Sąd Boży mówi o tym czy nowoprzybyli mają szczere intencje czy nie.
- Nie! Ja pójdę.- zawołała Esalime.- Może w ten sposób udowodnię wszystkim że jako księżniczka też potrafię walczyć. Chodź Mimzi, idziemy walczyć.
     Z księżniczką na czele, cała grupa dotarła na dziedziniec. Wszystkie elfy z osady się zeszły. Utworzyły krąg, w którym walczyć mieli Victor i Esalime.
- Kto jest waszym zawodnikiem?- zapytał.
- Ja.- na dziedziniec weszła Esalime z Mimzi siedzącą na jej ramieniu.
- No dobrze, to zaczynajmy.- powiedział młody elf wiatru tworząc kulę wiatru. Po chwili uwolnił ją a ta poleciała w kierunku księżniczki elfów ziemi. Mimzi machnęła ogonem i przed nią i jej panią wyrosła kamienna ściana. Kula w nią uderzyła a Esalime uniosła ręce. Z ziemi wyrosły pnącza które skierowała w stronę Victora. Ten machnął ręką a pnącza poleciały w innym kierunku. Esalime sprowadziła je na odpowiedni tor lotu i złapała nimi elfa wiatru za nogę. Uniosła go nad ziemię. Ten ręką namalował koło i po chwili pnącza przeciął dysk wiatru. Z gracją, Victor wylądował na ziemi i cisnął kolejną kulą wiatru. Esalime nie zdążyła zareagować i poleciała do tyłu. Mimzi wylądowała tuż za nią. Syknęła groźnie i machnęła ogonem. Z ziemi wyłoniły się kule skał, które lewitowały przez chwilę a po kolejnym machnięciu ogonem smoczycy, kule poleciały w Victora. Ominął prawie każdą z wyjątkiem jednej, która trafiła go w miejsce w które nie powinna. Ściślej mówiąc, w przyrodzenie. Zgiął się w pół i padł za ziemię z jękiem. Esalime uśmiechnęła się pod nosem lecz po chwili uśmiech zniknął jej z twarzy i podbiegła do elfa.
- Wszystko w porządku?- zapytała z lekkim rozbawieniem. Przecież było logiczne że biedaka boli... miejsce intymne.
- Poza tym że cholernie boli, to tak. Za chwilę zaprowadzę was do naszego władcy.- powiedział wstając. Chwilkę postał i jakby nic się nie stało, z uśmiechem na ustach ruszył ku kwaterze głównej a za nim poszli.
       Po kilku minutach czekania w korytarzu, król zaprosił ich do sali audiencyjnej. Na końcu pomieszczenia, przy długim stole siedział stary elf. Miał siwe włosy i jak na swój wiek, był dość dobrze zbudowany. Miał na sobie szarą szatę z ciemnymi wzorami. Na głowie miał koronę ze srebra z Kryształem Wiatru, dzięki któremu rzekomo przepowiadają przyszłość.
- Witam Was, drogie dzieci. Co was sprowadza do naszej osady?- zapytał przyjaznym tonem.
- Zapewne król wie, ale skoro Wasza Wysokość pyta. Przybyliśmy tutaj z trzech powodów.- mówił Seth lecz przerwał i spojrzał na króla. Ten gestem dłoni, pozwoli mu mówić dalej.
- Więc, po pierwsze przysłała nas tutaj królowa elfów światła z prośbą o przydzielenie do naszej grupy jednego z magów lub wojowników do naszej kampanii.
- Victor z wami pójdzie. Mów dalej chłopcze.
- Tak jest.- powiedział pospiesznie zbierając odpowiednie słowa w głowie.- Drugim powodem jest to że nie wiemy gdzie może być ukryty Kryształ Wiecznego Mrozu.
- Jest to miecz stworzony z lodowego serca Aryna, pierwszego smoka lodu na Eo. Po co wam tak silny artefakt?
- Zapewne Wasza Wysokość wie że Krąg Trzynastu się przebudza i jest prawie pełen a z tego co wiemy, to połączona moc Kamienia Feniksa, którego szukają nasi przyjaciele, i lodowego miecza może raz na zawsze ich zniszczyć. Dlatego też przybywamy z pytaniem, gdzie jest ukryty ten miecz?- zapytał z nadzieją w oczach ziemski chłopak. Król przyjrzał mu się uważnie. Zamknął oczy. Cała grupa poszukiwawcza uśmiechnęła się a władca elfów wiatru z powrotem otworzył oczy.
- Kryształ Wiecznego Mrozu, czy też lodowy miecz nie znajduję się tutaj, lecz w Fiarze. Jest ukryty na Kryształowej Górze, na północy tej krainy.
- To po jakiego czorta wysyłano nas w głąb Xu!?- zawołał zdenerwowany Saymon. Lena i Esalime uciszyły go a Seth kontynuował.
- Więc, jeśli król pozwoli, zadam ostatnie pytanie.
- Proszę.
- Kiedy wypada Dzień Ośnieżonej Wierzby?
- Tego niestety nie wiemy. Nikt tego nie wie, ale jeśli ten dzień nastąpi to na niebie pojawi się wielka chmura w kształcie gwiazdy przeciętej w połowie.
- To wszystko co chcieliśmy wiedzieć. Dziękujemy.- Seth ukłonił się w stronę króla a następie i jego towarzysze to uczynili. Gdy król odwzajemnił ukłon, wyszli.
      Gdy byli u bram wyjściowych, zatrzymał ich Victor.
- Skoro teraz jestem z wami w grupie, to może zaproponuję bardzo króciutką drogę do Fiary?- zaproponował z uśmiechem.
- Wiesz co, nawet nie najgorszy pomysł.- przyznała Esalime uśmiechając się. Elf wiatru przytaknął i wraz z nowymi towarzyszami, ruszył do gaju w którym znajdował się wygasły portal.


________________________________________________________________________________

Jak pisałam wcześniej, dodaję rozdział na koniec praktycznie tygodnia. Może byłby ciekawszy i dłuższy gdybym była w lepszym stanie psychicznym. Bo wiecie, wczoraj miałam zakończenie roku i niby pięknie ładnie ale gdy poszliśmy do naszej sali z naszą kochaną wychowawczynią, po rozdaniu świadectw zaczęły się podziękowania i wręczenie prezentu dla wychowawczyni. I kur** prawie wszyscy ryczeli. Ryczeliśmy bo już nigdy się nie spotkamy w tej szkole, w tej klasie, w tym gronie i z naszą wychowawczynią. Wiecie, tak wszyscy razem to już nigdy. Niby na nich narzekałam, ale jak się mówi: Docenia się dopiero wtedy, gdy się to straci. I powiem wam, to szczera prawda. A jeszcze wczoraj na fejsie nasza gospodarz klasowa powiedziała że mimo wszystko nas kochała jak przyjaciół. I znów się poryczałam. Potem ta osoba udostępniła mi pewną piosenkę, która jest śliczna!! A ryczałam tak przy niej że sobie tego nie wyobrażacie.
Oto link: https://www.youtube.com/watch?v=_ogwTn_y2vE&app=desktop
Dalej jak pomyślę o mojej klasie to chce mi się płakać. Te chwile z nimi spędzone były świetne. Te złe, jak i te wesołe. Serio, na tak świetnych ludzi trafić to jak wygrać w totka! Dobra, dosyć bo ja już ryczę a zaraz będzie jeszcze gorzej, więc do rzeczy.

Podobało się? Wiem że krótkie, błędów w ch*j i w ogóle ale chodzi o całość. Wiecie, czy ciekawie opisane i takie tam...
Czekam na komentarze. Pozdrawiam,
Elfik Elen

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Informacja

Ludzie, wybaczcie ale boli mnie od dwóch dni głowa i nie idzie mi pisane nowego rozdziału. Zatrzymałam się w połowie i dalej końca nie widać, więc pragnę Was poinformować że kolejny rozdział pojawi się, może, pod koniec tygodnia.
Przepraszam

środa, 11 czerwca 2014

Przypominajka x2

1. Zapomniałam napisać pod rozdziałem, w zakładce "Bohaterowie" pojawiło się zdjątko Marka, brata Mindy.

2. Przypominam o zakładce "Zapytaj bohatera". Pisze to bo co poniektóre osoby zalewają mnie masą pytań na temat bohaterów, tak Filipku, mówię o tobie i o was moje kochane fumfele. Haha, wiem że nie komentujecie ale tam serio możecie pytać bohaterów na pytania które was nurtują. To nie boli a same wiecie że w szkole mam zapierdziel! 

Także na tym zakończymy przypominajkę.

Rozdział 13

* Alistar, Ishtar, Mindy, Miranda, Maysilee *


    Cała piątka weszła do domu w którym panował totalny chaos. Meble porozwalane i poprzewracane, obrazy zniszczone a ściany popękane i gdzieniegdzie były dziury.
- Co tu do ciężkiej cholery się stało?!- krzyknęła Mindy patrząc na to wszystko. Odpowiedz pojawiła się szybciej niż się spodziewała. Po chwili z piętra wybiegły cztery orki. Były to szpetne stworzenia i przez same patrzenie zbierało na wymioty. W prawych rękach trzymali miecze, które uniosły się i po chwili orki zaczęły atakować. Piątka przyjaciół wbiegła do salonu, w którym i tak już był niezły bajzel a poza tym było tam więcej miejsca na stoczenie walki, która była nieunikniona. Ishtar i Alistar przywołali swoje miecze z amuletów, które mieli na szyjach i osłaniali dziewczyny. Mindy użyła swojej mocy by podnieść zniszczony fotel i cisnęła nim w jednego z orków stojącego na tyłach. Udało się, padł martwy a krew nawet nie leciała.
Ishtar walczył z dwoma orkami na raz a Alistar zrobił zamach i pozbawił życia atakującego go orka. Maysilee ścisnęła rękę na swoim kosturze i oślepiła jednego ze stworów, z którymi walczył Ishtar dzięki czemu chłopak jednym zgrabnym cięciem zabił wroga. Ostatniego zabiła Miranda rzucając jednym ze swoich księżycowych noży. Nastała cisza, którą po chwili przerwała elfka.
- I co teraz zrobimy? Wiedzą że tutaj jesteśmy.
- Teraz to trzeba posprzątać. Jak Mark to zobaczy to mi chyba łeb urwie!- powiedziała Mindy wlekąc ciało martwego orka do piwnicy. Po chwili Maysilee i Ishtar także zaciągnęli bezwładne ciała wrogów a Alistar i Miranda poszli po miotły i tego typu asortyment.
        Po czterech godzinach sprzątania, usłyszeli nadjeżdzający samochód. Kolejny raz, lecz teraz Mindy dźwięk silnika wydawał się znajomy. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Marka wysiadającego z ich samochodu, który zostawił na przejeździe.
- Kurde, kurde, kurdeee! Mark już tutaj idzie! Ogarniajcie dalej, nie dużo zostało a ja go czymś zajmę.- powiedziała pospiesznie opuszczając salon. Był już prawie posprzątany, lecz na podłodze dalej leżał gróz i szczątki mebli, które cudem udało się naprawić. Mindy stała w uporządkowanym korytarzu, który wcześniej też był w dramatycznym stanie, i zobaczyła jak drzwi się otwierają. Wzięła wdech i rzuciła się na brata.
- Wreszcie jesteś! Tak długo cię nie widziałam!- mówiła przytulając leżącego na ziemi brata. W sumie, to ona też leżała na ziemi ale nie przeszkadzało jej to. Mark zaśmiał się i po chwili wstali z chodnika
- Tak, nie widziałaś mnie całe cztery godziny.- znów się zaśmiał.
- Nie o tym mówię. Nie widzieliśmy się ponad rok, więc... jakoś musimy to nadrobić. Co ty na to żebyśmy gdzieś się przeszli?- zapytała i w tym momencie oboje usłyszeli jak Maysilee przeklęła.
- Co tam się stało?- Mark podszedł do drzwi i poczuł jak ktoś łapie go za rękę.
- Pewnie nic ważnego. Chodź, nie będziemy się w domu kisić.
- A twoi przyjaciele?
- Dołączą później jeśli będą chcieli. Chodź.- Mindy ciągnęła go w stronę furtki.
- Dobrze, już dobrze. Tylko zostawię walizkę.
- Dobra.- powiedziała lecz po chwili skarciła się za to.- Czekaj, nie... wchodź.- było za późno, Mark zobaczył to czego nie mógł ujrzeć. Dziury jeszcze były w ścianach ale widać także było że młodzi jakoś próbowali to naprawić. Na początku zdenerwował się lecz po tym jak Mindy mu wszystko wyjaśniła, uspokoił się. Nie zdziwił się na wieść o orkach, bo sam też nie był zwykłym człowiekiem. Posiadał moc hipnozy oraz niewidzialności. Gdy Mindy była na Eo, orki także tu zaglądali. Z tego co powiedział im Mark, szukali czegoś, lecz za pierwszym razem nie udało się, gdyż udało mu się ich przegnać i najwyraźniej wrócili tutaj, lecz tym razem nie będą w stanie ani czegoś poszukać ani wziąć oddechu. Ishtar chyba wiedział o co chodzi i spojrzał na elfkę, która także wiedziała czego takiego szukały orki. Ich spojrzenia spotkały się.
- Chyba wiem czego szukali.- powiedział po chwili młody wojownik. Wszyscy na niego spojrzeli więc kontynuował.- Chodziło im o Kamień Feniksa. Bo przecież jak go znajdziemy to Luke i Lena zniszczą Krąg, czyli ich panów a tego nie chcą. I zakładam że sami Magowie Kręgu obawiają się że uda nam się znaleźć Kamień, więc wysyłają swoje sługi na poszukiwania.
- Masz rację.- powiedziała Maysilee odrywając on niego wzrok.- Bo po co innego by tutaj orki szukały jak nie Kamienia? Zapewne niczego. Także nasi nowi "koledzy" będą często nas odwiedzać.- zaśmiała się a reszta razem z nią.
- To wiecie co, wy tutaj posprzątajcie a ja i Mark idziemy na spacer.- powiedziała Mindy biorąc brata za rękę i pociągnęła do wyjścia. Rodzeństwo zaśmiało się słysząc stękania przyjaciół młodej telekinetyczki.
         Po dwóch godzinach, rodzeństwo McReadych wróciło do domu. Podczas spaceru rozmawiali na różne tematy. Mówili o tym gdzie Mark przepadł na rok i o tym co robił w tym czasie. Okazało się że musiał pilnie wyjechać za granicę, do Holandii, by podpisać jakieś dokumenty z klientem. A że mu się tam spodobało, to został. Był pewien że Mindy zamieszka u ich dziadków, lecz gdy dziewczyna do nich przyjechała, ich nie było więc przez rok była sama. Teraz Mark jej obiecał że wynagrodzi jej ten czas. Gdy weszli do domu, zastali ład i porządek. Ściany były połatane i odmalowane. W salonie, mimo nie tak późnej godziny, była bowiem 22.00, cała czwórka spała jak zabita. Ishtar zasnął z objętą Maysilee której ręka leżała na jego torsie a drugą obejmowała go w talii, Alistar zasnął na fotelu a Miranda była tak padnięta, że zasnęła na dywanie. Mark i Mindy zaśmiali się po cichu i rozmyślali szatański plan zbudzenia nastolatków.
Wyglądać to miało tak. Mark przyciągnął z piwnicy martwe ciało orka i wyszli z nim na zewnątrz. Potem brat Mindy ma wbiec do domu z krzykiem i ma udawać przerażonego tym, że ork zaatakował ich znienacka i zabił Mindy a ten od niego uciekał. I żeby nie było że ork cudnym sposobem będzie leżał martwy pod schodami, nie. Młoda telekinetyczka miała za zadanie użyć swojej mocy i kierować martwym ciałem orka. Tak też zrobili.
- Ludzie! Wstawajcie! Mindy nie żyje!- krzyknął Mark na wejściu do salonu. Świetnie udawał przerażenie i przejęcie. Nastolatkowie wstali jak poparzeni.
- Jak to nie żyje? Kto ją zabił?- zapytała przejęta Miranda.
- Jakiś ork! Zaatakował nas znienacka i ją zabił. Mi udało się uciec ale już tutaj idzie. Gdy uciekałem widziałem jak biegnie za mną. To kwestia czasu zanim tu dojdzie!
- W takim razie szykujmy się do obrony.- powiedział Alistar i po chwili do domu dostał się ork, którego sterowała Mindy. Podniosła jego rękę, w której trzymał miecz i zrobiła zamach przy twarzy brata. Ten zrobił unik i przewrócił się. Jego siostra ponownie uniosła rękę orka lecz Miranda była szybsza i ustrzeliła orka swoim nożem. Mindy go puściła i wbiegła do domu.
- Tada!!- krzyknęła razem z Markiem, który wstał z ziemi.
- To tu żyjesz?!- zapytali razem zbici z tropu.
- Chyba widać. Podobała się pobudka?- zapytała rozbawiona.
- Wy chorzy jesteście! Tak nad wystraszyć!- oburzyła się Maysilee.
- No wybacz, ale musieliśmy. Chociaż przyznam, słodko wyglądaliście tak wtuleni w siebie z Ishtarem.- powiedział Mark spoglądając na swoją siostrę. Zaśmiali się i znów spojrzeli na nastolatków stojących w szeregu. Na ich twarzach malowała się wściekłość ale po chwili zaczęli się śmiać a rodzeństwo razem z nimi. Piątka nastolatków ziewnęła jednocześnie.
- Dobra, bo wy zaraz zaśniecie. Idźcie na górę i wybierzcie sobie jakiś pokój. Mamy chyba z sześc wolnych więc... do wyboru do koloru.- powiedział Mark a reszta przytaknęła i poszła na górę.
- To jak braciszku, pomożesz nam znaleźć tą kobietę z wizji Luka?- zapytała Mindy a w jej oczach malowała się nadzieja.
- Pewnie że tak, zaczniemy od jutra.
             Po spokojnie spędzonej nocy, cała siódemka spotkała się w salonie. Zajęli miejsca i omawiali plan działania.
- Maysilee, masz może Księgę Podróży w której Luke rozpoznał kobietę z wizji?
- No jasne, zaraz tutaj będzie.- elfka szepnęła jakieś słowa i po chwili w jej rękach pojawiła się wielka księga. Otworzyła na odpowiedniej stronie i pokazała wszystkim.- To musy być ona. Opuściła Eo jako ostatnia przez wygaśnięciem portali po Wojnie Przywołania.- wszyscy przyjrzeli się rysunkowi kobiety. Była to młoda osoba o długich, brązowych włosach i złotych oczach. Ubrana była w podartą szatę. Mark przyjrzał się uważniej. Po chwili powiedział.
- Przecież ja ją znam! To Elizabeth Mey, moja znajoma z pracy.
- Pewny jesteś? Portale zamknięto ponad osiem lat temu, teraz to jest kobieta w wieku około trzydziestki.- powiedziała Miranda lecz po chwili ją olśniło. Wstała jak poparzona z fotela na którym siedziała.
- No jasne! To na sto procent jest ona! Przecież Kamień Feniksa ma właściwości odmładzające Osoba go nosząca nie będzie wyglądała na swój wiek! Czy ta Elizabeth ma jakiś naszyjnik z dużym, podobnym do bursztynu, kamieniem?
- Tak, znaczy nie. Ma pierścień z bursztynem, który czasem się świeci.
- No i mamy odpowiedz!- krzyknął Ishtar podnosząc się.- Myślałem że to będzie trudniejsze zadanie, ale skoro wiemy kto jest posiadaczem Kamienia, to czas jej go odebrac. Nam się bardziej przyda niż jej.
- Chwilka, czekaj. Ona jest z Eo. Co jeśli jest jakimś magiem albo czymś?- spekulował Alistar.
- To tym bardziej jest pewne że to musi być ona! Identyczna podobizna w Księdze a i Mark ją rozpoznał. To nasz jedyny trop, więc zaryzykujmy. 
- Ma rację. Nie znamy daty Dnia Ośnieżonej Wierzby, ale zapewne mamy mało czasu. Musimy działać.- powiedziała Maysilee spoglądając na Ishtara. On też się na nią patrzył więc ich spojrzenia spotkały się.
- Dzisiaj będzie w biurze, więc niechaj ktoś idzie tam ze mną. Jakoś uda nam się zdobyć ten pierścien z Kamieniem Feniksa.- powiedział Mark.
- To pójdę ja, Alistar i Miranda.- powiedziała Mindy.
- A my?- zapytali razem elfka i wojownik.
- Zostaniecie tutaj i będziecie czekać na ewentualny atak orków, który na pewno się odbędzie. Dobra, zbieramy się!- zawołał Mark i razem z siostrą i jej przyjaciółmi poszli do wyjścia, następnie do samochodu i odjechali. Ishtar i Maysilee odetchnęli ciężko i usiedli na sofie.

_______________________________________________

Tym, tyry dym! Tym tyry, tyry, tyry dymmm! Oto i rozdział w całej okazałości.
Chyba dłuższy niż zwykle, więc nie narzekać na długość, jak to czasem się wam zdarzało... >.<
Co myślicie o nim? Podobało się chociaż? Jakieś skargi, zażalenia, wnioski lub inne? Nie, to dobrze więc komentujcie. Jestem ciekawa co napiszecie ^^
Do następnego posta,
Elfik Elen

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 12

* Luke, Kyra, Michael *

   Cała piątka wkroczyła do ruin wioski elfów ognia w której wychowywał się Kastiel. Znów wszystkich ogarnął smutek i uczucie bezsilności. Masa martwych ciał, zniszczone domy i palące się jeszcze rośliny pustynne. Taki obraz panował teraz w, niegdyś pięknej, wiosce ognistych elfów. Gdy znaleźli się w centrum osady, usłyszeli głosy. Były zniekształcone i po chwili dołączył do nich odgłos zbliżających się kroków. Po chwili ujrzeli cztery ogniste stwory, wychodzące zza jedne z ulic.
- Behemoty.- powiedział Kastiel ustawiając się w pozycji bojowej. Luke namalował symbol zaklęcia "Kuli ognia" i po chwili czar poleciał w kierunku potwora. Lecz nic się nie stało.
- A mówiłem że są odporni na ataki ogniem?- zapytał elf ognia uśmiechając się niepewnie. Wszyscy spojrzeli na niego z wyrzutami.
- Super.- burknął Luke. Kyra szepnęła coś do Diany i po chwili obie zaczęły ostrzeliwać, przyglądającym się im, behemoty. Wodne strzały leciała jedna za drugą, lecz to także nic nie dało. No... jedynie rozwścieczyło ogniste stwory i sprowokowało je do ataku. Luke znów namalował symbol zaklęcia, tym razem ochronnego. Po chwili otoczyła ich ognista kopuła od której odbili się wrogowie. W normalnych okolicznościach, podpalili by się lecz byli ognioodporni.
- Może jeszcze jakieś cudowne rady na temat tych stworów, braciszku?- zapytała Diana nakładając strzałę na swój łuk. Naciągnęła cięciwę i czekała na moment by wypuścić wodną strzałę.
- Chwilka... yhh!- syknął.- Ale czekaj, już wiem! Celujcie w ich nogi. Nogi są słabym punktem!- krzyknął a bariera w tym momencie została zniszczona. Behemoty biegły prosto w stronę przyjaciół. Kastiel podbiegł do jednego, zrobił zamach i uciął mu obie nogi. Potem dobił stwora zanurzając ostrze miecza w jego głowie. Kyra strzelała w nogi kolejnego przeciwnika. Stwór padł z przebitymi kończynami. Dziewczyna pobiegła do niego i w szybkim tempie, wbiła mu ostro zakończoną deskę w serce. Trzeci Behemot biegł na Michaela. Chłopak obrócił miecz w ręce i po chwili odciął nogi wroga a następnie jego głowę. Trzeba przyznać, nastolatek zmienił się. Był odważniejszy i lepiej radził sobie z mieczem. Treningi w pałacu elfów światła poszły na dobre. Czwartego stwora zabiła Diana swoim precyzyjnym strzałem w serce wroga. Padł martwy jak jego pobratymcy.
- No, to po zmartwieniu.- powiedziała wesoło Kyra przytulając Luka. Lecz mina Kastiela nie wyrażała radości tak jak reszty grupy.
- Co jest?- zapytał Michael.
- To że Behemoty wędrują w większych grupach niż cztery osobniki.
- Czyli sugerujesz, że możemy być ponownie zaatakowani?- zdziwiła się Diana.
- Dokładnie. Musimy wyruszać bo inaczej nie obejdzie się bez rozlewu krwi.- gdy tylko młody elf ognia dokończył zdanie, ponownie usłyszeli głosy. Tym razem więcej niżeli dwa czy cztery.
- Pięknie, czyli bez walki się nie obejdzie?- zapytał sarkastycznie Luke od razu biorąc za malowanie się zaklęcia ochronnego. Namalował jeden symbol, potem drugi dzięki czemu powstała silna bariera ochronna. Kastiel też wyczarował kilka barier które powiększyły ochronne moce głównej kopuły. Byli bezpieczni, przynajmniej na razie bo jak się okazało, wrogów było ponad trzydziestu. Diana zaczęła błagać o błogosławieństwo boginię Elen, a jej brat modlił się do Zaracha. Trójka poszukiwaczy nie była zdziwiona tym widokiem. Elfy zawsze przed większymi walkami modlili się do swoich bóstw o powodzenie i błogosławieństwo. Ludzie z Fiary też tak czynili, lecz po wybuchu Wojny Przywołania stracili wiarę w bogów, przez co większość nich została bezbożnikami. Po chwili elfie rodzeństwo skończyło swe modły i nadeszli wrogowie. Bez zastanowienia rzucili się na kopułę ochronną. Większość odbijała się, lecz po chwili znów atakowali. I tak w koło aż do momentu zniszczenia bariery, który nastąpił po półgodzinie. Przez ten czas piątka przyjaciół ustaliła plan działania. Plan był prosty, pozbawić życia wrogów i nie dać się zabić. Bardzo kreatywne, lecz jak się okazało skuteczne. Luke stworzył sobie ognisty miecz, który po chwili stał się zwyczajny i razem z Kastielem i Michaelem, wyszedł na czoło grupy osłaniając obie łuczniczki. Diana przez moment skupiała się i po chwili wyciągnęła z kołczanu cztery strzały, które strzeliła w niebo nad wrogami. Po chwili zaczął padać deszcz strzał. Kyra nie potrafiła jeszcze stworzyć deszczu, lecz ostrzeliwała ich potężnymi salwami. Dzięki takiej taktyce, obie łuczniczki pozbawiły życia piętnastu Behemotom. Lecz to nie był koniec walki bo została jeszcze połowa. Wrogowie wpadli we wściekłość i biegli na piątkę przyjaciół. Chłopaki obrócili mieczami w dłoniach i ustawili się w pozycjach bojowych czekając aż stwory podejdą wystarczająco blisko. Gdy to nastąpiło rozpoczęła się walka. Kastiel zrobił zamach i wykonał potężny cios, który pozbawił życia jednego stwora i ogłuszył drugiego. Następnie zrobił cięcie i zabił ogłuszonego i jeszcze dwa inne Behemoty. Luke nie do końca radził sobie z mieczem w dłoni, więc gdy udało mu się wbić ostrze broni w pierś wroga, przyzwał swoją laskę i walczył nią. Obrócił nią w powietrzu i zrobił zamach na trzy biegnące ko niemu potwory. Bez problemu padły na ziemię i po chwili przebiły ich strzały Kyry. Lecz Michael miał najgorzej. Na niego rzuciła się siódemka stworów. Chłopak spanikował i zaczął uciekać, lecz po chwili odwaga powróciła i zaczął walczyć. Jednemu podciął nogi i dobił, lecz gdy wyjmował miecz z głowy ofiary, znikąd pojawiła się chimera. Wydała z siebie okropny okrzyk i machając ogonem, wbiła go Michaelowi w lewą pierś. Nastolatek padł na ziemię z głośnym krzykiem. Jego przyjaciele spojrzeli na niego. Z rany leciała krew. Podbiegli do niego i ochraniali przed Behemotami i chimerą. Po chwili Lukowi przypomniało się że stworzenie z ogonem nie jest odporne na magię ognia jak ogniste stwory, więc namalował symbol zaklęcia "Strzały ognia" i po chwili z nieba wyleciała strzała wbijając się w grzbiet chimery. Jeszcze przez chwilę stała na łapach, lecz po chwili padła martwa. Dla bezpieczeństwa Kastiel odciął jej ogon i rzucił nim w stojące w bezruchu Behemoty. Po chwili Diana wystrzeliła salwę strzał, zabijając resztę wrogów. Kyra uklęknęła przy rannym przyjacielu.
- Michael, puki masz jeszcze siły, spróbuj namalować symbol uzdrawiania.- chłopak posłuchał przyjaciółki, pokiwał głową i palcem namalował symbol czaru. Po chwili pojawiło się bladoniebieskie światło na ranie chłopaka. Co prawda rana się zalepiła, lecz Michael czuł się dziwnie.
- To nie pomoże.- powiedział Kastiel.
- Dlaczego?- zapytał zdziwiony uzdrowiciel.
- Dlatego że ogon chimery jest nasączony trucizną która powinna od razu zabic ofiarę. A że Michael uzdrowił się w czas, będzie teraz osłabiony lecz koniec końców...- elf wziął wdech.
- No skończ!- krzyknął młody uzdrowiciel.
- Umrzesz.- na te słowa zamurowało wszystkich. Nastała cisza, którą przerywał jedynie wiatr obijający się o ruiny.
- Jest na to jakieś lekarstwo lub czar?- zapytał Luke podchodząc do przyjaciela. Mimo że początkowo nie był do niego nastawiony przyjaźnie, teraz to się zmieniło. Podczas tego spędzonego czasu w jego towarzystwie, polubił go.
- Tak, dwa. Pierwszy to łzy jednorożca, a drugi to pocałunek ukochanej osoby.
- Miranda jest na Ziemi i nie ma szans jej tu ściągnąć. Pozostaje nam zdobyć te łzy.- powiedział Michael, próbując wstać z czarnego piachu. Luke i Kyra pomogli mu w tym gdyż nie dał rady sam. Widocznie trucizna zaczęła działać.
- Lecz mamy problem. Na ziemiach elfów ognia raczej nie znajdziemy żadnego jednorożca, jedynie w Shan'Dun* możemy spotkać czarne jednorożce. Ich łzy działają tak samo.- powiedziała Diana.
- To dobrze się składa. I tak mieliśmy tam zawitać, więc będzie po drodze. Zatem wyruszajmy.- powiedział Luke, biorąc Michaela pod ramię. Po chwili każdy ruszył w kierunku południowym, gdzie leży Shan'Dun.
            Po pół dniowej wędrówce, cała piątka dotarła do miasta-stolicy elfów ognia, Ognistych Kłów. Świadczyło to o tym że czarny piach był na pograniczu tego naturalnego, złotego.
- Musimy się tutaj zatrzymać. Jesteśmy głodni a Michaelowi przyda się odpoczynek.- powiedziała Kyra spoglądając na, idącego samemu, Michaela. Gdzieś tak w połowie drogi poczuł się nieco lepiej i powiedział że dalej dojdzie sam. Lecz teraz był tak ubity że ledwo podnosił nogi.
- Masz rację. Tylko boję się reakcji elfów ognia na mój widok. Bo wodne elfy nie są mile widziane na tutejszych ziemiach.- powiedziała Diana.
- Spokojnie, jesteś moją siostrą więc nie mają prawa cie nie wpuścić. A na dodatek jesteśmy kuzynami syna cesarza, więc nie mają nic do gatki.- Kastiel objął Dianę po bratersku i razem się zaśmiali.
- Jesteście kuzynami syna króla elfów ognia?!- zapytali zdziwieni Kyra i Michael.
- A nie mówiliśmy?
- Nie!
- To już wiecie.- elfie rodzeństwo zaśmiali się i całą grupą ruszyli do jednej z bram Ognistych Kłów. Gdy tylko doszli do południowej bramy, zaczęły się pierwsze konflikty. Strażnicy nie chcieli ich wpuścić ponieważ znajdowali się poza bramą kilka dni. Ty było raczej logiczne skoro znajdowali się po drugiej stronie, lecz strażnicy powiedzieli dlaczego nie chcą ich wpuścić. Otóż od kilku dni po pustyni panoszą się demony Morgatha*, które hipnotyzują młode elfy i buntują przeciwko innym. To też przez sługi arcydemona, wioska Kastiela została zniszczona dlatego że nie udało się tam nikogo zwerbować. Lecz po długich namowach udało się dostać do środka, lecz cała piątka miała zgłosić się do tutejszego medyka.
- Dobrze się składa, może będzie miał łzy jednorożca.- powiedział Michael a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech,
- Może, może...

_______________________________________________

* Shan'Dun- główne miasto mrocznych elfów. Uważa się je za siedzibę boga mroku i nocy, Nora.
* Moragath- arcydemon stworzony przez Magów Kręgu podczas Wojny Przywołania. Uważano go za zmarłego, lecz okazał się że wraz z przebudzeniem się Hokana Ashira, ożywił się Moragath.
_______________________________________________

No, mam nadzieję że ten rozdział był ciekawszy niż poprzednie.
I liczę na to że dziabniecie jakiś komentarz :)
I muszę wam coś powiedziec, jutro mam bal gimnazjalny!! I nie wiem czy wyrobię się z dodaniem rozdziału na Kręgu Tajemnic, ale spokojnie, postaram się.
No ale do rzeczy, podobał się rozdział? Mam nadzieję że tak.
Jak myślicie, czy uda się całkowicie uzdrowić Michaela, czy też umrze? 
I od następnego rozdziału, wali będą pojawiac się coraz częściej, przecież... Krąg jest już prawie pełen.
Więc ja was pozdrawiam i błagam o jakiekolwiek komentarze.
Papa :*
Elfik Elen

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 11


     Minęły dwa dni. Esalime udało się ustalić że Saymon nie ma nikogo na oku, więc wymyśliła sobie że go uwiedzie i zostanie jego dziewczyną. Także sprawa z eliminacjami do drużyny ruszyła. Do turnieju zgłosiło się ponad stu magów ziemi i natury lecz do kolejnego etapu, walk na arenie, przeszło tylko trzydziestu.
   W ciągu tych dni dużo zmieniło się w stosunkach między naszymi bohaterami. Otóż, Seth zrobił się strasznie zazdrosny o Lenę poprzez to że pewnien, dośc przystojny elf zaczął się do niej przystawiać. Zakochany nastolatek wyzwał tamtego na pojedynek, którego nagrodą będzie Lena a także obietnica trzymania się od niej z daleka. Dziewczynie nie zbyt przeszkadzało że jest, poniekąd, nagrodą. Walkę oczywiście wygrał Seth, więc pokonany elf musiał przestrzegać warunków umowy i do tej pory nie podchodzi do czarodziejki lodu. Natomiast Saymonowi spodobała się jedna ze służek w pałacu elfów ziemi. Była to elfka o długich, czekoladowych włosach i niezwykle zielonych oczach. Esalime oczywiście nie odpowiadała ta sytuacja więc uknuła pewną intrygę. Oskarżyła służkę o kradzież jej królewskiego sygnetu. Był on bowiem bardzo ważny w rodach elfów pochodzenia królewskiego. Dzięki temu można było się łatwiej rozpoznać. Poszła z tą wieścią do swojego ojca. Ten początkowo nie wierzył córce lecz po jej namowach i pokazanych fałszywych dowodach, zmuszony był zwolnic elfkę. Oczywiście kilka godzin po tym sygnet cudownym sposobem, odnalazł się. Esalime tłumaczyła się że przypadkowo schowała go w kuferku o którym zapomniała. Król był oburzony postawą córki, lecz ta nie przejmowała się tym. Dopięła swego, Saymon był znów sam.
     Następnego dnia Esalime obchodziła swoje, na ludzki już przeliczając, szesnaste urodziny. Zaprosiła swego ojca, nowych przyjaciół i kilku innych znajomych z obozu. Założyła na siebie odświętny strój, czyli długą do kostek, białą suknię z zielonymi wzorami i peleryną tego samego koloru co suknia. Rozpuściła także swoje długie białe włosy dzięki czemu wyglądała niczym anioł. Młodzi poszukiwacze także się odstawili. Lena ubrała sukienkę do kolan koloru niebieskiego. Włosy zawinęła w kucyk, który spuściła na lewą stronę. Seth ubrał elegancki, granatowy garnitur oraz czarną koszulę rozpiętą pod szyją. Spodnie natomiast miał koloru równie czarnego jak koszula. Saymon już ubrał się jak rasowy elf światła, którym przecież był. Biały garnitur, żółta, wręcz złota koszula oraz białe spodnie, tak prezentował się książę elfów światła. Odśpiewano tradycyjnie pioseneczkę "Sto lat", która znana była także na Eo. Ten dzień minął spokojnie a nastolatkowie bawili się do trzeciej rano.
     Nastał nowy dzień. Wszyscy, mimo wielkiego zmęczenia po balowaniu na urodzinach księżniczki, byli wyspani i pełni energii. No dobra, prawie wszyscy. Seth jako jedyny jeszcze spał. Lena weszła do jego komnaty i usiadła obok jego na łóżku.
- Wygląda tak słodko.- pomyślała i mimo wszystko, zaczęła budzić chłopaka. Napotkała pewne opory bo nastolatek spał twardym snem i za cholerę nie szło go obudzić zwykłymi metodami. Wstała z łóżka, namalowała symbol zaklęcia zmiany głosu i znów podjęła próbę obudzenia Setha.
- Na bogów, Seth! Ktoś porwał Lenę!- krzyknęła dziewczyna głosem Saymona. Zobaczyła jak ziemski chłopak nerwowo wyskakuje z łóżka.
- No rzeczywiście.- burknął niezadowolony z zachowania dziewczyny. Podszedł do kufra i zaczął wyciągać jakieś ubrania.
- Co robisz?
- Ubieram się. Nie będę paradował pół nago na zewnątrz.
- Jak dla mnie to możesz tak wyjść.- zaśmiała się Lena. Seth jedynie posłał jej krzywy uśmieszek. Naciągnął na siebie czarną koszulkę i czarne spodnie. On wręcz kochał ciemne kolory.
- Możemy iść.- powiedział podchodząc do dziewczyny. Pocałował ją w policzek i wyszli.
    Tuż po ich przybyciu zaczął się turniej. Nastolatkowie zajęli miejsce obok króla i Saymona, siedzącego po prawicy władcy. Po chwili na arenę wzywano pojedynczo uczestników. Przedstawiali się i mówili krótko o sobie a także odpowiadali na szczegółowe pytanie: "Dlaczego to ty powinieneś zostać przyjęty do ekipy poszukiwawczej i stanąć twarzą w twarz z Magami Kręgu?". Król i trójka poszukiwaczy słyszała różne odpowiedzi. Po chwili wezwano piętnastego uczestnika. Była nią dziewczyna. Gdy podeszła bliżej, okazało się że jest to Esalime. Władca poderwał się z krzesła.
- Esalime, co ty na Elen* tu robisz?!
- Chcę wziąć udział w turnieju, nie zabronisz mi.
- Właśnie że zabronię! Już raz mi zginęłaś! Drugi raz na to nie pozwolę. Yhmir!- krzyknął zdenerwowany król. Po chwili zza wejścia na arenę wbiegł młody strażnik.
- Tak panie?
- Zaprowadź moją upartą córkę do jej komnaty i nie wypuszczaj jej. A także nie wpuszczaj nikogo!
- Tak panie!- zasalutował Yhmir i złapawszy księżniczkę za rękę poszedł z nią w kierunku pałacu.
     Gdy Esalime i strażnik oddalili się, rozpoczęły się walki. Uczestników dobierano w pary i walczyli oni przeciwko sobie do momentu upadku dłuższego niż piętnaście sekund. Walki były przeróżne. Nie wygrywał nikt, były remisy ale także i wygrane jednej osoby. Ogółem do ostatniego etapu przeszło pięciu najlepszych magów. Po dzisiejszych zmaganiach na arenie, młodzi poszukiwacze oznajmili królowi że idą na spacer poza mur. Niechętnie zgodził się, lecz pod jednym warunkiem.  Za nimi miało podążać czworo najlepszych łuczników. Zgodzili się i wyszli.
      Po czterech godzinach wrócili do obozu. Na spacerze nic się nie działo. Najwyraźniej stworom z lasu znudziło się atakowanie tej osady elfów. Po przejściu przez bramę, pokierowali się do pałacu. Chcieli porozmawiać z Esalime. Lecz droga tam nie była łatwa. Na początku zatrzymał ich jakiś elf prosząc o opisanie sytuacji jaka miała miejsce na arenie. Chodziło tutaj o kłótnie księżniczki i króla. Przyjaciele opowiedzieli co się tam stało i nie wiadomo kiedy, otoczyła ich spora ilość wścibskich elfów. Nie chcąc któryś raz z kolei powtarzać tej samej historii, powiedzieli że się spieszą i pobiegli do zamku. Słyszeli jeszcze jak elfy buczą z niezadowolenia lecz nie przejmowali się tym. Gdy w końcu dobili do wejścia do pałacu, odetchnęli z ulgą. Weszli do środka i kierowali się do komnaty Esalime. Yhmir, strażnik z areny, poważnie potraktował rozkaz króla. Stał przed wejściem do pokoju księżniczki. Trójka przyjaciół prosiła o wejście do środka, lecz Yhmir był nieustępliwy i nie wpuścił nikogo. Lena powiedziała przyjaciołom że sama to załatwi. Chłopcy oddalili się nieco a dziewczyna próbowała swoich kobiecych sztuczek. Lecz to było na nic, strażnik wyznał że jest homoseksualistą. Robiąc zdziwione miny i wielkie oczy, młodzi poszukiwacze Kryształu Mrozu odeszli do innego korytarza. Seth odruchowo obrócił głowę i zobaczył jak Yhmir oblizuje sobie wargi i puszcza do niego oczko. Teraz już nieco przerażony chłopak, dołączył pospiesznie do przyjaciół.
- Ten... elf... Yhmir... jest dziwny.- wydukał z siebie.
- Co z nim?- zapytała Lena.
- On chyba... no nie wiem... patrzył się na mnie, oblizywał se warki i puścił oczko!
- O kurde! Gruba spawa!- zaśmiał się Saymon lecz po chwili spoważniał jakby zobaczył ducha albo inną zjawę.
- Mam pomysł.- oznajmił.
- Jaki?
- Sklonujemy cię. Twój sobowtór odwróci jego uwagę i odciągnie gdzieś a my wejdziemy do komnaty Esalime. Proste, prawda?
- Ale jeśli on coś mi zrobi, znaczy klonowi, to ja to poczuję tak?
- Dokładnie!
- NIE!- krzyknął robiąc dwa kroki w tył i tym samym wpadając na ścianę
- No proszę, przecież to twój klon z nim... coś zrobi a nie ty! Proszę...- mówiła Lena przytulając Setha. Po chwili myślenia zgodził się.
- No dobra.- Saymon namalował symbol zaklęcia klonowania i po chwili obok Setha powstała chmura z której wyłonił się jego klon. Powiedział mu co ma zrobić i bez wahania, sobowtór Setha poszedł do Yhmira. Pogadał z nim i odeszli do innego korytarza. Trójka nastolatków podbiegła do drzwi do komnaty Esalime i bez pukania weszli do środka.
      Księżniczka siedziała na łóżku i głaskała po głowie swoją smoczycę. Na widok przyjaciół zareagowała uśmiechem. Seth w tym momencie podskoczył do góry, zwracając na siebie uwagę.
- Yhmir złapał mnie za tyłek!- poczerwieniał na twarzy a wszyscy zaśmiali się. No nie wszyscy... Esalime nie rozumiała o co chodzi chłopakowi.
- Że co zrobił?- zapytała zdziwiona.
- A no tak, ty nie wiesz. Saymon stworzył sobowtóra Setha, bo ten spodobał się Yhmirowi. Wiesz, twój strażnik jest homo, ale wracając. Klon Setha zagadał do Yhmira i odeszli razem do drugiego korytarza. I najwyraźniej przeszedł do akcji...- wytłumaczyła Lena siadając na łóżku.
- Ouu.- odparła księżniczka nie wiedząc co ma powiedzieć. Była zdziwiona bo nie wiedziała o upodobaniach swojego strażnika a także jednego z najlepszych strażników areny królewskiej.- To co was do mnie sprowadza?- zapytała po chwili.
- No wiesz, chcieliśmy cię wyciągnąć z komnaty na jakiś spacer albo coś i pogadać o czymś.
- A o czym to chcieliście porozmawiać? Z resztą, po co pytam. O tej sytuacji na arenie tak?
- Dokładnie.- powiedzieli razem.- A ściślej mówiąc o tym że nie rozumiemy jego słów: "Już raz cię straciłem i drugi raz na to nie pozwolę". No ja rozumiem, mogłaś uciec albo coś, ale żeby tak się wściekać... nie pojmuje.- powiedział Saymon siadając na krześle przy oknie. Esalime usiadła koło Leny i śpiącej Mimzi. Jedynie Seth stał jak posąg.
- Może usiądziesz? To długa historia.- Esalime poklepała miejsce obok siebie. Seth chciał już podejść lecz znów poczuł jak ktoś go łapie za... zresztą nie ważne za co. W każdym bądź razie nie wytrzymał.
- Ja oszaleje! Poczekajcie chwilkę.- powiedział i poszedł do drzwi. Otworzył je i wychylił głowę. Zobaczył jak Yhmir i jego sobowtór całują się. Przewróciło mu się w brzuchu na ten widok. Po chwili zauważył jak za strażnikiem stoi kolumna a na niej waza. Wyciągnął rękę i waza spadła prosto na głowę Yhmira, roztrzaskując się i pozbawiając przytomności strażnika. Klon obrócił się w kierunku Setha a ten zawołał go gestem ręki. Oboje weszli do komnaty księżniczki.
- Dobra Saymon, kończ ten cyrk!- powiedział donośnym głosem.
- No już, już.- książe wyciągnął się niczym kot i wstał leniwie z krzesła. Namalował w powietrzu symbol antyzaklęcia i sobowtór Setha zniknął tak samo jak się pojawił.
- Esalime, mów proszę.- powiedziała Lena patrząc na księżniczkę. Ta wstała i podeszła do okna.
- No więc było tak...


_______________________________________________________

*Elen- jedna z bogini, główne bóstwo które czczą elfy, odpowiada za siły natury
_______________________________________________________

Powróciłam! I wiecie co, doszłam do wniosku że AŻ tag długa przerwa dobrze mi zrobiła. Tyle że jest problem, powiedzcie mi jak ja mam nadrobić zaległości u was? Stanę na głowię, ale obiecuję, że jakoś wszystko przeczytam! I z okazji dnia dziecka, wszystkiego najlepszego i dzisiaj pojawią się nowe rozdziały na pozostałych blogach. 
I tradycyjnie piszcie co myślicie o tym rozdziale. Wiem, wiem dużo błędów. Niby miałam dużo czasu ale znacie mnie, nie poprawiam błędów. Wrzucam rozdziały takie jakie są.
No, więc ja pozdrawiam i do następnego!!
Elfik Elen