poniedziałek, 1 września 2014

Blog brata

Tak jak pisałam wcześniej, że powiem wam o pojawieniu się bloga mojego brata, to będę właśnie o tym pisała.

Tak więc jest blog mojego brata. Oto link ---> LINK <--- (spokojnie pani/panie, otworzy się w nowym oknie)

Sama będę zaglądała i zachęcam też was do tego.
Także to tyle.

Pozdrawiam,
Elfik JoWita

niedziela, 24 sierpnia 2014

Versatile Blogger Award




Pomimo iż blog jest zawieszony, to otrzymałam nominację do Versatile Blogger Award od Orihime Inoue.

Zasady, spokojnie są krótkie:

1. Podziękuj nominującemu. 
2. Pokaż nagrodę Versatile Blogger Award na swoim blogu.
3. Ujawnij 7 faktów o sobie.
4. Nominuj 7 (lub więcej) blogów, które na to zasługują.
5. Poinformuj o nominacji autorów blogów.



I moje... odpowiedzi (?):

1.Dziękuję :* Bardzo, bardzo dziękuję.
2. No jak widać, jest.
3. Fakt nr.1: kocham czekoladę, a raczej jest to uzależnienie...
    Fakt nr.2: Gram nałogowo w Simsy.
     Fakt nr.3: Uważam że robienie "sweetfoci" i "selfie" na każdym kroku powinno być karane pobytem na komisariacie na co najmniej 48h.
     Fakt nr.4: Kocham moje niebieskie papcie.
      Fakt nr.5: Rośliny w moim pokoju umierają po dwóch dniach.
     Fakt nr.6: Uwielbiam gdy pada deszcz... i gdy oglądam go w ciepłym, suchym pokoju :)
      Fakt nr.7: Nie ma faktu nr.7 bo nie chce mi się myśleć. Kurde, jest niedziela i daje mózgowi odpocząć.
4. NIE NOMINUJĘ NIKOGO! 
5. ...NIE.

No więc to na tyle :* 
Życzę zajebistego ostatniego tygodni wakacji :) 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Bardzo, bardzo ważne!!

Długo się zbierałam aby to napisać, więc proszę was, nie krzyczeć za mocno.

Cała sprawa będzie kręciła się wokół rozdziałów. Jak widzicie, długo nic nie było i długo nic nie będzie. Tak, dobrze przeczytaliście.

Więc ogłaszam, że ZAWIESZAM działalność bloga na czas NIEOKREŚLONY. 

Spowodowane to jest tym, że kiedy siadam do laptopa, by przynajmniej zapisać parę pomysłów, to w mojej głowie tworzy się czarna dziura i nic nie pamiętam. Możliwe też jest, że za bardzo przejmuję się pierwszym dniem w liceum. Mój brat także się tym lekko martwi, ale ma do tego podejście "na luzie", a ja niestety panikuję.

 Także jak na ten moment, blog jest zawieszony. Oczywiście pojawi się notka o ewentualnym powrocie czy też, jak obiecywałam, napiszę o pojawieniu się bloga mojego brata.

Więc, ja się z wami żegnam.

Pozdrawiam serdecznie,
Elfik JoWita/Elfik Elen

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 16

* Mindy, Miranda, Maysilee, Ishtar, Alistar *
 
 
 
       Gdy Mark, Mindy, Alistar i Miranda pojechali do pracy brata telekinetyczki w poszukiwaniu kobiety posiadającej Kamień Feniksa, Ishtar i Maysilee nudzili się jak mopsy. Nie wiedzieli co mogą porobić dla zbicia czasu. Już sobie urządzali pojedynki, które wygrywali na przemian, nawet chodzili po ogrodzie. Bali się iść gdzieś dalej, bo orki zawsze mogą się napatoczyć i lepiej żeby zwykli ludzie ich nie widzieli. Lecz za chwilę ich "nuda" zostanie przerwana.
      Mark właśnie zaparkował pod wielkim biurowcem w którym, jak się idzie domyślić, pracował. Z samochodu wysiadła reszta i poszli do środka. Jedynie brat Mindy nie był ani zdziwiony, ani zszokowany. Od zewnątrz budynek nie sprawiał tak wielkiego lecz po wejściu do niego, trójka nastolatków poczuła się jak mrówki. Ogromnie długie kolumny, recepcja oddalona od wejścia o nie wiadomo jaką długość, winda w porównaniu do wejścia wydawała się portalem przewożącym ludzi a jeszcze wszystko było z kamienia. To sprawiało że czuło się wielkość budynku nad ludźmi.
- Witaj Cassie. Widziałaś może czy Elizabeth jest już w biurze
- Tak, wchodziła jakieś dziesięć minut temu i zapewne jest u siebie.
- Dzięki.- Mark uśmiechnął się a recepcjonistka lekko się zarumieniła. Oczywiście to nie umknęło oku Mindy. W jej głowie powstał plan zeswatania brata z tą kobietą. Gdy tylko brunet podszedł do grupki nastolatków i powiedział gdzie jest posiadaczka Kamienia Feniksa, Mindy wzięła go na słówko.
- Widzę jak na nią patrzysz. I widać że też się jej podobasz. Umów się z nią.
- Co?!
- To co słyszałeś. Idź się umawiać, a my zajmiemy się Kamieniem.- jak powiedziała, tak zrobili. Mark poszedł zagadać do Cassie a Mindy i jej przyjaciele pojechali windą na ósme piętro, gdzie rzekomo miała swoje pomieszczenie posiadaczka artefaktu, którego szukają.
       Gdy tylko znaleźli się na odpowiednim piętrze, zaczęli szukać pokoju. Drzwi były szklane, więc to było ułatwienie. Jako że Miranda miała swój amulet, mogła wyczuwać silne złoża magii w niedalekim otoczeniu a gdy już się znajdzie w zasięgu wzroku, Kamień Feniksa zacznie się świecić. Lecz jednak tak nie było. Nożowniczka co prawda wyczuwała potężne złoże pradawnej magii, lecz w żaden sposób nie mogła go zlokalizować. Nawet gdy w najmniejszym stopniu udało się jej wyczuć Kamień Feniksa to po chwili jakby "przemieścił się" do innego miejsca, lecz na tym samym piętrze, zacierając za sobą ślad. Błądzili jak te owce przez godzinę. Nawet nie zauważyli kiedy dołączył do nich Mark. Teraz, wspólnie jakoś musieli dać radę.
- To jest bez sensu.- zaczęła Mindy.- Przecież w tym tempie to my se możemy go szukać do jutra!
- Masz lepszy pomysł?- zapytała Miranda.
- Ja mam, chyba najlepszy w tej sytuacji.- zaczął Alistar.- Bo skoro gdy tylko Mirandzie uda się znaleźć ślad Kamienia, on się porusza, tak? Więc może zostało na niego jakieś zaklęcie albo coś bo to jest niemożliwe, żeby tak potężny artefakt od tak nie dał się zlokalizować, no błagam!
- Ale masz jakiś plan czy tylko tak powiedziałeś bo...
- No mam. Rozdzielimy się. Każdy pójdzie do innego pokoju i przeszuka wszystkie biurka, szafki, regały, wszystko. Jakoś musi nam się udać a jeśli żadne z nas nie znajdzie Kamienia, to znaczy że ta Elizabeth nosi go przy sobie.
- Watro spróbować. Za wiele do stracenia nie mamy, jedynie czas.- powiedział Mark.
- A czas jest nam potrzebny. Nie wiemy kiedy dokładnie przypada ten dzień. Więc nie stójmy jak te kołki, tylko przeszukujmy.
        Niestety, żadne z nich nie znalazło Kamienia. Ale pewne było jedno. Elizabeth ma go przy sobie i wystarczy ją znaleźć, co będzie o wiele prostsze. Zwykle, gdy nie było jej w jej biurze, to przesiadywała w barze albo przechadzała się po dziedzińcu. Cała czwórka najpierw poszła do baru. Lecz już na wejściu pojawił się problem. Nagle zlało się tam tyle ludzi, że nie sposób było znaleźć "tę jedyną", której szukali. Podzielili się na dwie grupy. Mark i Mindy pójdą w kierunku stolików, a Alistar i Miranda do baru. Mark powiedział im jak teraz wygląda Elizabeth. W księdze poznał ją jedynie po tym, że miała charakterystyczną bliznę na czole. A od momentu, w którym zjawiła się na ziemi minęło sporo czasu. Lecz na całe szczęście dwójka nastolatków z Eo znalazła posiadaczkę Kamienia przy barze, pijącą jakiś napój. Miranda szybko pobiegła po resztę i razem podeszli do kobiety.
- Witaj Elizabeth.- zaczął Mark.- Mogę prosić cię na słówko?
- Tak, jasne.- powiedziała o niczym nie wiedząca kobieta. Razem z bratem Mindy odeszli od baru i kierowali się na zewnątrz. Trójka nastolatków podążała za nimi w bezpiecznej odległości.
       Gdy Mark i Elizabeth wyszli z budynku, stanęli przy kontenerze na śmieci. Po chwili trójka nastolatków także wyszła i stanęła obok kobiety.
- Myślałam że będziemy rozmawiać tylko we dwoje.
- Oni mają ci coś do powiedzenia.
- Więc, słucham.- nastała chwila ciszy, którą po chwili przerwał Alistar.
- Wiemy że ma pani przy sobie Kamień Feniksa. I... no musi nam pani go oddać.
- Jak to, oddać? I skąd o tym wiecie?- zapytała wyraźnie zdziwiona.
- Jesteśmy z Eo, tak jak pani i właśnie w tym momencie dzieje się tam straszna rzecz. Krąg Trzynastu jest już prawie pełen i szukają sposobu na odzyskanie mocy. Nas wysłano z misją odnalezienia Strażnika Feniksa i proszenie o oddanie nam artefaktu. Druga część naszej grupy jest w trakcie poszukiwania Kryształu Wszechmrozu.
- Już raz widziałam co działo się, gdy Feniks wpadł w łapy Kręgu. Niestety, nie mogę wam go oddać. Jeśli, niechaj bogowie chronią, Kamień znów dostanie się w ich ręce, odzyskają moce i cała potęga praognia będzie dla nich dostępna. A to jeszcze bardziej zniszczy Eo.- obróciła się i podążała w kierunku wejścia.
- Ale ty nic nie rozumiesz!- krzyknęła Miranda.- Mój chłopak i nasi przyjaciele właśnie walczą po to, by dostać się do lodowego miecza. Nie wiadomo czy żyją czy nie. Nie mamy żadnych wieści od nich! Jeśli nie oddasz nam Feniksa, to jeszcze bardziej przyczynisz się do zniszczenia Eo! Magowie Kręgu znajdą inny sposób na odzyskanie mocy a Kamień Feniksa to jedyna nadzieja na zniszczenie ich raz na zawsze! Chcesz żeby twój ojczysty kraj został jeszcze bardziej podzielony i zniszczony?
Kobieta odwróciła się do nich z powrotem i spojrzała na każdego z nich. Na ich twarzach malowała się nadzieja i determinacja. Wiedziała że jak nie odda im Feniksa dobrowolnie, zrobią to siłą. Nie chciała też przyczynić się do jeszcze większego rozpadu kontynentu. Zastanowiła się chwilę i zdjęła naszyjnik z Kamieniem Feniksa.
- Dobrze, oto Feniks. Tylko błagam was, pilnujcie go jak oka w głowie.- podeszła do Mindy i zawiesiła jej Kamień na szyi.
- Może być pani tego pewna. Chodźcie, wracajmy do Fiary.
- A i mam do was prośbę. Jeśli już uwolnicie Feniksa i zniszczycie Krąg, powiedzcie mu że jego pani jest bezpieczna i że jest wolny. Za długo był więziony w tym kamieniu.
- Dobrze.- powiedziała Miranda w we czwórkę poszli w kierunku samochody Marka.
        Gdy tylko przyjechali do domu, ujrzeli bardzo dziwny widok. Maysilee i Isthar leżeli nieprzytomni pod schodami. Dookoła nich krew, żadnej innej istoty martwej czy jakiejkolwiek nie było. Do głowy Mindy przyszła najgorsza myśl. Podbiegła do dwójki nastolatków i zaczęła ich szarpać. Krzyczała żeby wstali lecz nic. Po chwili podbiegła reszta. Mark złapał Maysilee za przegub i sprawdził puls. Był wyczuwalny, co znaczyło że żyła. Po chwili złapał Ishtara i także sprawdził puls. Także można było go wyczuć. Oddychać też oddychali.
- Skoro oddychają i czujesz ich puls, to czemu są nieprzytomni? I skąd ta krew?!- zapytała zdziwiona Miranda.
- Nie wiem. Może z kimś walczyli, zostali oszołomieni lub coś i leżą... No nie wiem. Teraz to trzeba ich obudzić. Ali, weź razem z Markiem ich do środka a ja i Miranda wytrzemy tą krew.
        Dziewczyny szybko się uwinęły z wytarciem tej krwi spod domu. Ishtar i Maysilee także odzyskali przytomność. Mark od razu wypytał ich czemu leżeli nieprzytomni pod schodami. Powiedzieli mu że gdy odjechał razem z Mindy, Mirandą i Alistarem, po jakiś dziesięciu minutach zobaczyli jak w ich kierunku idą orki. Na całe szczęście nikogo nie było na ulicy, więc od razu przystąpili do ataku. Niestety, było ich za dużo, więc wycofali się pod dom. Tam pokonali wrogów lecz potem poczuli ból z tyłu głowy i stracili przytomność.
- To na drugi raz od razu uciekajcie do domu i nie walczcie jak widzicie że jest ich za dużo.- zaśmiał się Alistar.
- Dobra, dobra braciszku. Udało wam się znaleźć Kamień Feniksa?
- Tak. Oto on.- powiedziała Mindy, zdejmując naszyjnik z szyi.
- To czyli czas wracać.

__________________________________________________________

Oto i rozdział. Długo tu nic nie było, a to dlatego że nie miałam czasu napisać i jakoś tak też pomysłów nie było. I chyba już to pisałam, powoli zbliżamy się do końca. Będzie jeszcze jakieś pięć, sześć rozdziałów i koniec :(
Tym czasem piszcie co myślicie o rozdziale :)
Pozdrawiam,
Elfik Elen

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 15


* Luke, Kyra, Michael *
* Lena, Seth, Saymon *
 
 
     Cała piątka weszła do miasta ognistych elfów. Strażnicy powiedzieli im, którą drogą dojść do najbliższego i zarazem jedynego medyka. Droga prowadziła na północną stronę miasta i prowadziła przez jego centrum, gdzie był targ. Jako że Diana i Kyra były dziewczynami, rzuciły się w wir zakupów, gdy Kastiel, Luke i chory Michael chodzili za nimi jak cienie.
- Moje drogie, ale pamiętacie że w każdej chwili Michael może ducha wyzionąć? Ciuchy i tak Wam na wojnie nie będą potrzebne.- powiedział Kastiel.
- Kurde, Kasti! Czy chodź raz nie możemy odpocząć od tego wszystkiego?! Ja rozumiem, Michael został ukuty ogonem Chimery i jest zatruty, ale, na przykład dla mnie, to jest za wiele. Chociaż ten jeden raz, nie czepiaj się.- odpowiedziała zdenerwowanym tonem Diana.
- Że ja się czepiam, tak?  Kurde, Diana, zrozum. Jeśli nie zdążymy na czas dotrzeć do Kryształowej Góry a Krąg będzie miał pełną moc, znów nastaną mroczne czasy gdzie będą mordowani ci, którzy nie podporządkują się starej, a zarazem nowej, władzy. Może i się czepiam, może jestem najgorszym bratem, ale teraz trzeba myśleć w przyszłość. Michael może zginąć w każdej chwili, jeśli nie podamy mu Łzy Jednorożca. Wszyscy członkowie Kręgu Trzynastu są razem, lecz nie mają mocy co jest tylko kwestią czasu, którego nie mamy a ty robisz sobie zakupy.
- Ma trochę racji. Chodźmy lepiej do medyka.- powiedziała Kyra i odłożyła bluzkę, którą podniosła. Diana rzuciła bransoletką do koszyka, z którego ją wyjęła, i spojrzała lekko poddenerwowana na brata. Lecz miał rację, Krąg jest pełen i szuka sposobu, aby zdobyć swoje moce. Odeszli od targu i ruszyli w kierunku medyka.
      Byli już niedaleko, gdy zobaczył ich jakiś starszy elf. Pierwsze co zrobił, to zaczął krzyczeć na widok Michaela. Elf był pewien, że chłopak został przemieniony w jednego ze sług Moragatha. Diana podbiegła do niego i starzec zamilkł i odszedł.
- Co mu zrobiłaś?- zapytał Michael.
- Zaklęcie uspokajające. Proste i skuteczne.- uśmiechnęła się i ruszyli dalej. Po pięciu minutach dotarli do wielkiego domu z czerwonym dachem. Zrobiony był z czerwonej cegły a w oknach wisiały pomarańczowo-żółte zasłony. Podeszli do drzwi i zapukali. Po chwili otworzył je stary elf z długą, siwą brodą i łysiną na głowie. Oczy miał koloru złotego i wyraźne były zmarszczki na jego twarzy, co mówiło że był naprawdę stary.
- Czego chcecie?- zapytał przyglądając się każdemu po kolei.
- Mieliśmy się stawić na jakieś badania, które mają pokazać innym że sługi Moragatha nas nie przemieniły. I jeszcze mamy pytanie.
- Jakież to pytanie?
- Posiada pan Łzy Jednorożca?- mężczyzna podrapał się po brodzie.
- Mam jeszcze jedną. Proszę, zapraszam.- gestem ręki wskazał im gdzie mają wejść i zaczekać. Weszli i usiedli w wielkiej poczekalni. Elf wszedł do swojego biura i po chwili poprosił do siebie Michaela. Widział on, że chłopak jest zatruty jadem Chimery. Weszli razem do gabinetu. Elf pomógł usiąść blondynowi na fotelu.
- Proszę. Napij się tego, a poczujesz się lepiej.- powiedział starzec, lekko się uśmiechając. Chłopak wziął szklankę ze srebrnym płynem i wypił do dna. Po chwili poczuł jak ból znika i odetchnął z ulgą.
- Dziękuję.- powiedział ostawiając szklankę i wycierając usta.
- Nie musisz dziękować, taka moja praca. Mam do ciebie prośbę, powiedz mi, jak to się stało że zostałeś zatruty jadem Chimery? Bo te stworzenia są prawdziwą rzadkością, odkąd demony pałętają się po pustyni.
- No... dobrze. To było tak że razem z innymi wyszliśmy ze schronu elfów ognia i kilka metrów dalej, w wiosce z tego co pamiętam, zaatakowały nas Behemoty. Pokonaliśmy je, lecz pojawiły się kolejne a razem z nimi Chimera. No i podczas walki z nią, dostałem jej ogonem i w taki oto sposób zostałem zarażony.- powiedział, a medyk zrobił wielkie oczy. Przez chwilę niedowierzał chłopakowi, lecz po co miał by kłamać? Uwierzył mu, zrobił badania o które prosili strażnicy i zbadał całą resztę.
      Po dwóch godzinach byli wolni. Podziękowali elfowi za uzdrowienie Michaela i za zrobienie badań i wyszli. Pokierowali się prosto do centrum, gdzie cały bazar zniknął, i stała tam jedynie fontanna.
- To co? Do Shan'Dun?- zapytał Luke.
- Raczej tak bo skoro nie mamy co do roboty tutaj, to po co marnować czas.- powiedział Kastiel i wyruszyli do wschodniej bramy, skąd było najbliżej do miasta mrocznych elfów. Lecz już po opuszczeniu Ognistych Kłów, piątka przyjaciół napotkała problemy. Była noc, co oznaczało że raptownie z ciemności mogą wyskoczyć jakieś potwory. Dodatkowo to nie była zwykła noc. Podczas jej trwania nie było można użyć żadnej mocy, żadnego zaklęcia a wszystkie działające, przestają działać. Jedynie władcy którejś z ras, bądź ich potomkowie miały na tyle mocy, by użyć jej w ciągu nocy. Właśnie tak samo się działo się kilka dni przed wybuchem gniewu Kręgu, który skutkował rozerwaniem kontynentu a także ich śmiercią. Luke, Kyra, Michael a także ich elficcy towarzysze bali się, że nie zdążą na czas dotrzeć do Kryształowej Góry po miecz. Zaczęli więc biec, lecz po kilku przebiegniętych metrach, powalił ich ogromny powiew wiatru. Zdziwili się, bo nikt, no prawie nikt, nie mógł użyć mocy. Kastiel podniósł się najszybciej jak dał radę i spojrzał przed siebie. Zobaczył Pięć postaci biegnącym ku niemu i jego przyjaciołom. Kazał im szybko wstać i wyciągnąć bronie. Jeden z nadbiegających znów stworzył podmuch wiatru, lecz tym razem, nikogo nie powalił. Diana i Kyra naciągnęły cięciwy i były gotowe do strzału.
- Kyra, nie strzelaj!- usłyszeli dziewczęcy głos. Łuczniczka opuściła łuk i wytężyła wzrok. Zdawało jej się, albo zobaczyła...
- Lena? To ty?!- zapytała stawiając niepewnie kroki w przód. Gdy tylko piątka podbiegających była na tyle blisko, by móc ich zidentyfikować, okazało się że to oni. Trójka poszukiwaczy z Xu w towarzystwie dwóch elfów. Gdy tylko wszyscy się rozpoznali, rzucili się na siebie i przytulali. Kyra z Saymonem, Lena z Lukiem i Kyra z Sethem. Potem zmienili się i tak kilka razy. Radości by nie było końca, gdyby nie fakt że otoczyły ich skrzydlate stwory. Było ich bardzo dużo i otoczyły całą dziesiątkę poszukiwaczy. Oni natomiast ustawili się w kręgu, plecami do siebie wyciągając swoje bronie. Jedynie Seth nie wiedział co ma zrobić ze swoją.
- Jeśli umiesz strzelać, niechaj zamieni się w łuk.- powiedziała Kyra a chłopak przytaknął. Po chwili w jego dłoni, zamiast kawałka patyka, pojawił się piękny, drewniany łuk a na plecach poczuł lekki ciężar. Potknął dłonią i okazał się że i kołczan się stworzył. On, Kyra i Diana nałożyli strzały na cięciwy, naciągnęli je i synchronicznie strzelili w niebo. Mimo iż Seth nie miał żadnych zdolności magicznych związanych z łucznictwem, to jego broń sama w sobie miała cząstkę tej że magii. W trzech miejscach spadły deszcze strzał, które zabijały tyły wroga.
-Dlaczego deszcz strzał działa, a nasze czary nie działają?!- zapytał poddenerwowany Luke.
- Bo wasze czary opierają się jedynie na mocy żywiołów, a do użycia naszych jest potrzebne, w pewnym sensie poświęcenie czegoś. W tym przypadku strzały.- wyjaśniła Kyra. W tym też momencie potwory zawyły przeraźliwie i rozpoczęła się walka.
       Pierwsza fala rzuciła się na młodych ludzi. Kastiel obrócił mieczem w dłoni i odciął dwóch stworom głowy. Następnie obrócił się i wycelował ostrzem miecza w serce. Trafił i pozbawił życia kolejnego potwora. Niestety, jeden z nich uderzył go w plecy, przez co młody elf upadł na ziemię. Położył się na plecy i niczym kangur, uderzył obiema nogami atakującego i wbił mu miecz w szyję.


Koniec części pierwszej rozdziału
_________________________________________________________

Nietypowe zakończenie, wiem. Raz na jakiś czas i ja chcę pobawić się w Polsat :)
No, ale pisajcie jak podobało wam się to coś. Tak, to coś, bo nie podoba mi się rozdział. Gdy będę miała lepszy pomysł to go poprawię, ale tym czasem będzie to. Ostatnio i tak nie mam pomysłów, więc cud że ten rozdział się pojawił...
No, pisajcie co myślicie itd.
Pozdrawiam,
Elfik Elen

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 14

Moi kochani, od razu piszę żeby nie było. Historia co wydarzyło się Esalime w dzieciństwie się nie pojawi bo wszystkie pliki o opowiadaniach zostały na kompie a ja siedzę na lapcu. A jeśli jesteście tego ciekawi to zapytajcie o to Esalime w zakładce "Zapytaj bohatera".
_______________________________________________________________________________

* Lena, Seth, Saymon *
 
 
 
   Minęły kolejne dwa dni. Lena, Seth i Saymon po długich namowach Esalime, zgodzili się na to by dołączyła do ich grupy. Lecz był problem, król obstawił wyjście z zamku i z osady tak silnie, że nie było możliwości wyjścia. Wpadli na pewien pomysł, nie do końca mądry, ale skuteczny. Postanowili że razem z Esalime uciekną w osady elfów ziemi. Udało im się to, lecz kolejny problem, nie wzięli ze sobą map, które król ofiarował im po wydarzeniach na arenie. Saymon jakimś cudem, przywołał je i pokierowali się do elfów wiatru. Jako że mówiono że widzą przyszłość lub wiedzą rzeczy, jakich inne elfy nie wiedzą, musieli się tam udać. Musieli dowiedzieć się, gdzie ukryty jest lodowy miecz, którego szukają a także, jeśli to możliwe, kiedy jest Dzień Ośnieżonej Wierzby. Droga tam nie była łatwa. Już po oddaleniu się od osady ziemnych elfów, cała czwórka stoczyła walkę ze zbuntowanymi driadami. Następnie, w połowie trasy, kolejna walka, tym razem ze szkieletami. Byli zdziwieni że nieumarli pojawili się w lesie, w którym cały czas czwórka poszukiwaczy się przemieszczała. Osada elfów wiatru mieściła się w górach, niedaleko lasu w którym byli więc postanowili nim iść i nie wychodzić na żadne drogi czy ścieżki.
     Po dwóch dniach wędrówki, dotarli do celu. Zostali przyjęci bez żadnych problemów i od razu zaprowadzeni do władcy osady. Lena i Esalime dodatkowo czerpały korzyści z przebywania w osadzie, gdyż wszyscy mężczyźni elfów chodzili z nagimi torsami. Seth i Saymon jedynie śmiali się z ich zachowania, bo co innego im pozostało? Rozebrać się i biegać jak inni? O nie, tego nie będzie. Gdy doszli do kwatery głównej władcy, powitał ich jeden z elfów wiatru. Wyróżniał się tym że miał tatuaż na klatce piersiowej i tym że jako nieliczny przebywał w kwaterze.
- Witam, jestem Victor i jestem nadwornym magiem. Jeśli chcecie złożyć wizytę królowi, musicie przejść pewien test.
- Jaki test?- zapytał Seth z wyczuwalnym zdziwieniem w głosie.
- Test prawdy. Jeśli przybyliście tutaj ze szczerymi intencjami, przejdziecie próbę pomyślnie i wpuszczę was do naszego władcy a jeśli nie to będziecie musieli stąd odejść. Takie panują tutaj zasady.- wytłumaczył młody elf wiatru patrząc na zdziwione miny Leny i Setha. Saymon i Esalime nie byli zdziwieni. W ich osadach też często organizowano taki "turniej" który ma dowieść o szczerych intencjach.
- Dobrze, to gdzie odbędzie się ta walka?- zapytała Lena.
- Tutaj, na dziedzińcu. W tej osadzie nie mamy areny. Wybierzcie zawodnika i widzimy się na miejscu.- powiedział schodząc ze schodów.
- Jeśli chcecie to ja mogę z nim walczyć.- powiedział Saymon.
- Nie, może ja pójdę. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w czymś takim. Wiecie, u nas ludzi, to jedynie Sąd Boży mówi o tym czy nowoprzybyli mają szczere intencje czy nie.
- Nie! Ja pójdę.- zawołała Esalime.- Może w ten sposób udowodnię wszystkim że jako księżniczka też potrafię walczyć. Chodź Mimzi, idziemy walczyć.
     Z księżniczką na czele, cała grupa dotarła na dziedziniec. Wszystkie elfy z osady się zeszły. Utworzyły krąg, w którym walczyć mieli Victor i Esalime.
- Kto jest waszym zawodnikiem?- zapytał.
- Ja.- na dziedziniec weszła Esalime z Mimzi siedzącą na jej ramieniu.
- No dobrze, to zaczynajmy.- powiedział młody elf wiatru tworząc kulę wiatru. Po chwili uwolnił ją a ta poleciała w kierunku księżniczki elfów ziemi. Mimzi machnęła ogonem i przed nią i jej panią wyrosła kamienna ściana. Kula w nią uderzyła a Esalime uniosła ręce. Z ziemi wyrosły pnącza które skierowała w stronę Victora. Ten machnął ręką a pnącza poleciały w innym kierunku. Esalime sprowadziła je na odpowiedni tor lotu i złapała nimi elfa wiatru za nogę. Uniosła go nad ziemię. Ten ręką namalował koło i po chwili pnącza przeciął dysk wiatru. Z gracją, Victor wylądował na ziemi i cisnął kolejną kulą wiatru. Esalime nie zdążyła zareagować i poleciała do tyłu. Mimzi wylądowała tuż za nią. Syknęła groźnie i machnęła ogonem. Z ziemi wyłoniły się kule skał, które lewitowały przez chwilę a po kolejnym machnięciu ogonem smoczycy, kule poleciały w Victora. Ominął prawie każdą z wyjątkiem jednej, która trafiła go w miejsce w które nie powinna. Ściślej mówiąc, w przyrodzenie. Zgiął się w pół i padł za ziemię z jękiem. Esalime uśmiechnęła się pod nosem lecz po chwili uśmiech zniknął jej z twarzy i podbiegła do elfa.
- Wszystko w porządku?- zapytała z lekkim rozbawieniem. Przecież było logiczne że biedaka boli... miejsce intymne.
- Poza tym że cholernie boli, to tak. Za chwilę zaprowadzę was do naszego władcy.- powiedział wstając. Chwilkę postał i jakby nic się nie stało, z uśmiechem na ustach ruszył ku kwaterze głównej a za nim poszli.
       Po kilku minutach czekania w korytarzu, król zaprosił ich do sali audiencyjnej. Na końcu pomieszczenia, przy długim stole siedział stary elf. Miał siwe włosy i jak na swój wiek, był dość dobrze zbudowany. Miał na sobie szarą szatę z ciemnymi wzorami. Na głowie miał koronę ze srebra z Kryształem Wiatru, dzięki któremu rzekomo przepowiadają przyszłość.
- Witam Was, drogie dzieci. Co was sprowadza do naszej osady?- zapytał przyjaznym tonem.
- Zapewne król wie, ale skoro Wasza Wysokość pyta. Przybyliśmy tutaj z trzech powodów.- mówił Seth lecz przerwał i spojrzał na króla. Ten gestem dłoni, pozwoli mu mówić dalej.
- Więc, po pierwsze przysłała nas tutaj królowa elfów światła z prośbą o przydzielenie do naszej grupy jednego z magów lub wojowników do naszej kampanii.
- Victor z wami pójdzie. Mów dalej chłopcze.
- Tak jest.- powiedział pospiesznie zbierając odpowiednie słowa w głowie.- Drugim powodem jest to że nie wiemy gdzie może być ukryty Kryształ Wiecznego Mrozu.
- Jest to miecz stworzony z lodowego serca Aryna, pierwszego smoka lodu na Eo. Po co wam tak silny artefakt?
- Zapewne Wasza Wysokość wie że Krąg Trzynastu się przebudza i jest prawie pełen a z tego co wiemy, to połączona moc Kamienia Feniksa, którego szukają nasi przyjaciele, i lodowego miecza może raz na zawsze ich zniszczyć. Dlatego też przybywamy z pytaniem, gdzie jest ukryty ten miecz?- zapytał z nadzieją w oczach ziemski chłopak. Król przyjrzał mu się uważnie. Zamknął oczy. Cała grupa poszukiwawcza uśmiechnęła się a władca elfów wiatru z powrotem otworzył oczy.
- Kryształ Wiecznego Mrozu, czy też lodowy miecz nie znajduję się tutaj, lecz w Fiarze. Jest ukryty na Kryształowej Górze, na północy tej krainy.
- To po jakiego czorta wysyłano nas w głąb Xu!?- zawołał zdenerwowany Saymon. Lena i Esalime uciszyły go a Seth kontynuował.
- Więc, jeśli król pozwoli, zadam ostatnie pytanie.
- Proszę.
- Kiedy wypada Dzień Ośnieżonej Wierzby?
- Tego niestety nie wiemy. Nikt tego nie wie, ale jeśli ten dzień nastąpi to na niebie pojawi się wielka chmura w kształcie gwiazdy przeciętej w połowie.
- To wszystko co chcieliśmy wiedzieć. Dziękujemy.- Seth ukłonił się w stronę króla a następie i jego towarzysze to uczynili. Gdy król odwzajemnił ukłon, wyszli.
      Gdy byli u bram wyjściowych, zatrzymał ich Victor.
- Skoro teraz jestem z wami w grupie, to może zaproponuję bardzo króciutką drogę do Fiary?- zaproponował z uśmiechem.
- Wiesz co, nawet nie najgorszy pomysł.- przyznała Esalime uśmiechając się. Elf wiatru przytaknął i wraz z nowymi towarzyszami, ruszył do gaju w którym znajdował się wygasły portal.


________________________________________________________________________________

Jak pisałam wcześniej, dodaję rozdział na koniec praktycznie tygodnia. Może byłby ciekawszy i dłuższy gdybym była w lepszym stanie psychicznym. Bo wiecie, wczoraj miałam zakończenie roku i niby pięknie ładnie ale gdy poszliśmy do naszej sali z naszą kochaną wychowawczynią, po rozdaniu świadectw zaczęły się podziękowania i wręczenie prezentu dla wychowawczyni. I kur** prawie wszyscy ryczeli. Ryczeliśmy bo już nigdy się nie spotkamy w tej szkole, w tej klasie, w tym gronie i z naszą wychowawczynią. Wiecie, tak wszyscy razem to już nigdy. Niby na nich narzekałam, ale jak się mówi: Docenia się dopiero wtedy, gdy się to straci. I powiem wam, to szczera prawda. A jeszcze wczoraj na fejsie nasza gospodarz klasowa powiedziała że mimo wszystko nas kochała jak przyjaciół. I znów się poryczałam. Potem ta osoba udostępniła mi pewną piosenkę, która jest śliczna!! A ryczałam tak przy niej że sobie tego nie wyobrażacie.
Oto link: https://www.youtube.com/watch?v=_ogwTn_y2vE&app=desktop
Dalej jak pomyślę o mojej klasie to chce mi się płakać. Te chwile z nimi spędzone były świetne. Te złe, jak i te wesołe. Serio, na tak świetnych ludzi trafić to jak wygrać w totka! Dobra, dosyć bo ja już ryczę a zaraz będzie jeszcze gorzej, więc do rzeczy.

Podobało się? Wiem że krótkie, błędów w ch*j i w ogóle ale chodzi o całość. Wiecie, czy ciekawie opisane i takie tam...
Czekam na komentarze. Pozdrawiam,
Elfik Elen

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Informacja

Ludzie, wybaczcie ale boli mnie od dwóch dni głowa i nie idzie mi pisane nowego rozdziału. Zatrzymałam się w połowie i dalej końca nie widać, więc pragnę Was poinformować że kolejny rozdział pojawi się, może, pod koniec tygodnia.
Przepraszam

środa, 11 czerwca 2014

Przypominajka x2

1. Zapomniałam napisać pod rozdziałem, w zakładce "Bohaterowie" pojawiło się zdjątko Marka, brata Mindy.

2. Przypominam o zakładce "Zapytaj bohatera". Pisze to bo co poniektóre osoby zalewają mnie masą pytań na temat bohaterów, tak Filipku, mówię o tobie i o was moje kochane fumfele. Haha, wiem że nie komentujecie ale tam serio możecie pytać bohaterów na pytania które was nurtują. To nie boli a same wiecie że w szkole mam zapierdziel! 

Także na tym zakończymy przypominajkę.

Rozdział 13

* Alistar, Ishtar, Mindy, Miranda, Maysilee *


    Cała piątka weszła do domu w którym panował totalny chaos. Meble porozwalane i poprzewracane, obrazy zniszczone a ściany popękane i gdzieniegdzie były dziury.
- Co tu do ciężkiej cholery się stało?!- krzyknęła Mindy patrząc na to wszystko. Odpowiedz pojawiła się szybciej niż się spodziewała. Po chwili z piętra wybiegły cztery orki. Były to szpetne stworzenia i przez same patrzenie zbierało na wymioty. W prawych rękach trzymali miecze, które uniosły się i po chwili orki zaczęły atakować. Piątka przyjaciół wbiegła do salonu, w którym i tak już był niezły bajzel a poza tym było tam więcej miejsca na stoczenie walki, która była nieunikniona. Ishtar i Alistar przywołali swoje miecze z amuletów, które mieli na szyjach i osłaniali dziewczyny. Mindy użyła swojej mocy by podnieść zniszczony fotel i cisnęła nim w jednego z orków stojącego na tyłach. Udało się, padł martwy a krew nawet nie leciała.
Ishtar walczył z dwoma orkami na raz a Alistar zrobił zamach i pozbawił życia atakującego go orka. Maysilee ścisnęła rękę na swoim kosturze i oślepiła jednego ze stworów, z którymi walczył Ishtar dzięki czemu chłopak jednym zgrabnym cięciem zabił wroga. Ostatniego zabiła Miranda rzucając jednym ze swoich księżycowych noży. Nastała cisza, którą po chwili przerwała elfka.
- I co teraz zrobimy? Wiedzą że tutaj jesteśmy.
- Teraz to trzeba posprzątać. Jak Mark to zobaczy to mi chyba łeb urwie!- powiedziała Mindy wlekąc ciało martwego orka do piwnicy. Po chwili Maysilee i Ishtar także zaciągnęli bezwładne ciała wrogów a Alistar i Miranda poszli po miotły i tego typu asortyment.
        Po czterech godzinach sprzątania, usłyszeli nadjeżdzający samochód. Kolejny raz, lecz teraz Mindy dźwięk silnika wydawał się znajomy. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Marka wysiadającego z ich samochodu, który zostawił na przejeździe.
- Kurde, kurde, kurdeee! Mark już tutaj idzie! Ogarniajcie dalej, nie dużo zostało a ja go czymś zajmę.- powiedziała pospiesznie opuszczając salon. Był już prawie posprzątany, lecz na podłodze dalej leżał gróz i szczątki mebli, które cudem udało się naprawić. Mindy stała w uporządkowanym korytarzu, który wcześniej też był w dramatycznym stanie, i zobaczyła jak drzwi się otwierają. Wzięła wdech i rzuciła się na brata.
- Wreszcie jesteś! Tak długo cię nie widziałam!- mówiła przytulając leżącego na ziemi brata. W sumie, to ona też leżała na ziemi ale nie przeszkadzało jej to. Mark zaśmiał się i po chwili wstali z chodnika
- Tak, nie widziałaś mnie całe cztery godziny.- znów się zaśmiał.
- Nie o tym mówię. Nie widzieliśmy się ponad rok, więc... jakoś musimy to nadrobić. Co ty na to żebyśmy gdzieś się przeszli?- zapytała i w tym momencie oboje usłyszeli jak Maysilee przeklęła.
- Co tam się stało?- Mark podszedł do drzwi i poczuł jak ktoś łapie go za rękę.
- Pewnie nic ważnego. Chodź, nie będziemy się w domu kisić.
- A twoi przyjaciele?
- Dołączą później jeśli będą chcieli. Chodź.- Mindy ciągnęła go w stronę furtki.
- Dobrze, już dobrze. Tylko zostawię walizkę.
- Dobra.- powiedziała lecz po chwili skarciła się za to.- Czekaj, nie... wchodź.- było za późno, Mark zobaczył to czego nie mógł ujrzeć. Dziury jeszcze były w ścianach ale widać także było że młodzi jakoś próbowali to naprawić. Na początku zdenerwował się lecz po tym jak Mindy mu wszystko wyjaśniła, uspokoił się. Nie zdziwił się na wieść o orkach, bo sam też nie był zwykłym człowiekiem. Posiadał moc hipnozy oraz niewidzialności. Gdy Mindy była na Eo, orki także tu zaglądali. Z tego co powiedział im Mark, szukali czegoś, lecz za pierwszym razem nie udało się, gdyż udało mu się ich przegnać i najwyraźniej wrócili tutaj, lecz tym razem nie będą w stanie ani czegoś poszukać ani wziąć oddechu. Ishtar chyba wiedział o co chodzi i spojrzał na elfkę, która także wiedziała czego takiego szukały orki. Ich spojrzenia spotkały się.
- Chyba wiem czego szukali.- powiedział po chwili młody wojownik. Wszyscy na niego spojrzeli więc kontynuował.- Chodziło im o Kamień Feniksa. Bo przecież jak go znajdziemy to Luke i Lena zniszczą Krąg, czyli ich panów a tego nie chcą. I zakładam że sami Magowie Kręgu obawiają się że uda nam się znaleźć Kamień, więc wysyłają swoje sługi na poszukiwania.
- Masz rację.- powiedziała Maysilee odrywając on niego wzrok.- Bo po co innego by tutaj orki szukały jak nie Kamienia? Zapewne niczego. Także nasi nowi "koledzy" będą często nas odwiedzać.- zaśmiała się a reszta razem z nią.
- To wiecie co, wy tutaj posprzątajcie a ja i Mark idziemy na spacer.- powiedziała Mindy biorąc brata za rękę i pociągnęła do wyjścia. Rodzeństwo zaśmiało się słysząc stękania przyjaciół młodej telekinetyczki.
         Po dwóch godzinach, rodzeństwo McReadych wróciło do domu. Podczas spaceru rozmawiali na różne tematy. Mówili o tym gdzie Mark przepadł na rok i o tym co robił w tym czasie. Okazało się że musiał pilnie wyjechać za granicę, do Holandii, by podpisać jakieś dokumenty z klientem. A że mu się tam spodobało, to został. Był pewien że Mindy zamieszka u ich dziadków, lecz gdy dziewczyna do nich przyjechała, ich nie było więc przez rok była sama. Teraz Mark jej obiecał że wynagrodzi jej ten czas. Gdy weszli do domu, zastali ład i porządek. Ściany były połatane i odmalowane. W salonie, mimo nie tak późnej godziny, była bowiem 22.00, cała czwórka spała jak zabita. Ishtar zasnął z objętą Maysilee której ręka leżała na jego torsie a drugą obejmowała go w talii, Alistar zasnął na fotelu a Miranda była tak padnięta, że zasnęła na dywanie. Mark i Mindy zaśmiali się po cichu i rozmyślali szatański plan zbudzenia nastolatków.
Wyglądać to miało tak. Mark przyciągnął z piwnicy martwe ciało orka i wyszli z nim na zewnątrz. Potem brat Mindy ma wbiec do domu z krzykiem i ma udawać przerażonego tym, że ork zaatakował ich znienacka i zabił Mindy a ten od niego uciekał. I żeby nie było że ork cudnym sposobem będzie leżał martwy pod schodami, nie. Młoda telekinetyczka miała za zadanie użyć swojej mocy i kierować martwym ciałem orka. Tak też zrobili.
- Ludzie! Wstawajcie! Mindy nie żyje!- krzyknął Mark na wejściu do salonu. Świetnie udawał przerażenie i przejęcie. Nastolatkowie wstali jak poparzeni.
- Jak to nie żyje? Kto ją zabił?- zapytała przejęta Miranda.
- Jakiś ork! Zaatakował nas znienacka i ją zabił. Mi udało się uciec ale już tutaj idzie. Gdy uciekałem widziałem jak biegnie za mną. To kwestia czasu zanim tu dojdzie!
- W takim razie szykujmy się do obrony.- powiedział Alistar i po chwili do domu dostał się ork, którego sterowała Mindy. Podniosła jego rękę, w której trzymał miecz i zrobiła zamach przy twarzy brata. Ten zrobił unik i przewrócił się. Jego siostra ponownie uniosła rękę orka lecz Miranda była szybsza i ustrzeliła orka swoim nożem. Mindy go puściła i wbiegła do domu.
- Tada!!- krzyknęła razem z Markiem, który wstał z ziemi.
- To tu żyjesz?!- zapytali razem zbici z tropu.
- Chyba widać. Podobała się pobudka?- zapytała rozbawiona.
- Wy chorzy jesteście! Tak nad wystraszyć!- oburzyła się Maysilee.
- No wybacz, ale musieliśmy. Chociaż przyznam, słodko wyglądaliście tak wtuleni w siebie z Ishtarem.- powiedział Mark spoglądając na swoją siostrę. Zaśmiali się i znów spojrzeli na nastolatków stojących w szeregu. Na ich twarzach malowała się wściekłość ale po chwili zaczęli się śmiać a rodzeństwo razem z nimi. Piątka nastolatków ziewnęła jednocześnie.
- Dobra, bo wy zaraz zaśniecie. Idźcie na górę i wybierzcie sobie jakiś pokój. Mamy chyba z sześc wolnych więc... do wyboru do koloru.- powiedział Mark a reszta przytaknęła i poszła na górę.
- To jak braciszku, pomożesz nam znaleźć tą kobietę z wizji Luka?- zapytała Mindy a w jej oczach malowała się nadzieja.
- Pewnie że tak, zaczniemy od jutra.
             Po spokojnie spędzonej nocy, cała siódemka spotkała się w salonie. Zajęli miejsca i omawiali plan działania.
- Maysilee, masz może Księgę Podróży w której Luke rozpoznał kobietę z wizji?
- No jasne, zaraz tutaj będzie.- elfka szepnęła jakieś słowa i po chwili w jej rękach pojawiła się wielka księga. Otworzyła na odpowiedniej stronie i pokazała wszystkim.- To musy być ona. Opuściła Eo jako ostatnia przez wygaśnięciem portali po Wojnie Przywołania.- wszyscy przyjrzeli się rysunkowi kobiety. Była to młoda osoba o długich, brązowych włosach i złotych oczach. Ubrana była w podartą szatę. Mark przyjrzał się uważniej. Po chwili powiedział.
- Przecież ja ją znam! To Elizabeth Mey, moja znajoma z pracy.
- Pewny jesteś? Portale zamknięto ponad osiem lat temu, teraz to jest kobieta w wieku około trzydziestki.- powiedziała Miranda lecz po chwili ją olśniło. Wstała jak poparzona z fotela na którym siedziała.
- No jasne! To na sto procent jest ona! Przecież Kamień Feniksa ma właściwości odmładzające Osoba go nosząca nie będzie wyglądała na swój wiek! Czy ta Elizabeth ma jakiś naszyjnik z dużym, podobnym do bursztynu, kamieniem?
- Tak, znaczy nie. Ma pierścień z bursztynem, który czasem się świeci.
- No i mamy odpowiedz!- krzyknął Ishtar podnosząc się.- Myślałem że to będzie trudniejsze zadanie, ale skoro wiemy kto jest posiadaczem Kamienia, to czas jej go odebrac. Nam się bardziej przyda niż jej.
- Chwilka, czekaj. Ona jest z Eo. Co jeśli jest jakimś magiem albo czymś?- spekulował Alistar.
- To tym bardziej jest pewne że to musi być ona! Identyczna podobizna w Księdze a i Mark ją rozpoznał. To nasz jedyny trop, więc zaryzykujmy. 
- Ma rację. Nie znamy daty Dnia Ośnieżonej Wierzby, ale zapewne mamy mało czasu. Musimy działać.- powiedziała Maysilee spoglądając na Ishtara. On też się na nią patrzył więc ich spojrzenia spotkały się.
- Dzisiaj będzie w biurze, więc niechaj ktoś idzie tam ze mną. Jakoś uda nam się zdobyć ten pierścien z Kamieniem Feniksa.- powiedział Mark.
- To pójdę ja, Alistar i Miranda.- powiedziała Mindy.
- A my?- zapytali razem elfka i wojownik.
- Zostaniecie tutaj i będziecie czekać na ewentualny atak orków, który na pewno się odbędzie. Dobra, zbieramy się!- zawołał Mark i razem z siostrą i jej przyjaciółmi poszli do wyjścia, następnie do samochodu i odjechali. Ishtar i Maysilee odetchnęli ciężko i usiedli na sofie.

_______________________________________________

Tym, tyry dym! Tym tyry, tyry, tyry dymmm! Oto i rozdział w całej okazałości.
Chyba dłuższy niż zwykle, więc nie narzekać na długość, jak to czasem się wam zdarzało... >.<
Co myślicie o nim? Podobało się chociaż? Jakieś skargi, zażalenia, wnioski lub inne? Nie, to dobrze więc komentujcie. Jestem ciekawa co napiszecie ^^
Do następnego posta,
Elfik Elen

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 12

* Luke, Kyra, Michael *

   Cała piątka wkroczyła do ruin wioski elfów ognia w której wychowywał się Kastiel. Znów wszystkich ogarnął smutek i uczucie bezsilności. Masa martwych ciał, zniszczone domy i palące się jeszcze rośliny pustynne. Taki obraz panował teraz w, niegdyś pięknej, wiosce ognistych elfów. Gdy znaleźli się w centrum osady, usłyszeli głosy. Były zniekształcone i po chwili dołączył do nich odgłos zbliżających się kroków. Po chwili ujrzeli cztery ogniste stwory, wychodzące zza jedne z ulic.
- Behemoty.- powiedział Kastiel ustawiając się w pozycji bojowej. Luke namalował symbol zaklęcia "Kuli ognia" i po chwili czar poleciał w kierunku potwora. Lecz nic się nie stało.
- A mówiłem że są odporni na ataki ogniem?- zapytał elf ognia uśmiechając się niepewnie. Wszyscy spojrzeli na niego z wyrzutami.
- Super.- burknął Luke. Kyra szepnęła coś do Diany i po chwili obie zaczęły ostrzeliwać, przyglądającym się im, behemoty. Wodne strzały leciała jedna za drugą, lecz to także nic nie dało. No... jedynie rozwścieczyło ogniste stwory i sprowokowało je do ataku. Luke znów namalował symbol zaklęcia, tym razem ochronnego. Po chwili otoczyła ich ognista kopuła od której odbili się wrogowie. W normalnych okolicznościach, podpalili by się lecz byli ognioodporni.
- Może jeszcze jakieś cudowne rady na temat tych stworów, braciszku?- zapytała Diana nakładając strzałę na swój łuk. Naciągnęła cięciwę i czekała na moment by wypuścić wodną strzałę.
- Chwilka... yhh!- syknął.- Ale czekaj, już wiem! Celujcie w ich nogi. Nogi są słabym punktem!- krzyknął a bariera w tym momencie została zniszczona. Behemoty biegły prosto w stronę przyjaciół. Kastiel podbiegł do jednego, zrobił zamach i uciął mu obie nogi. Potem dobił stwora zanurzając ostrze miecza w jego głowie. Kyra strzelała w nogi kolejnego przeciwnika. Stwór padł z przebitymi kończynami. Dziewczyna pobiegła do niego i w szybkim tempie, wbiła mu ostro zakończoną deskę w serce. Trzeci Behemot biegł na Michaela. Chłopak obrócił miecz w ręce i po chwili odciął nogi wroga a następnie jego głowę. Trzeba przyznać, nastolatek zmienił się. Był odważniejszy i lepiej radził sobie z mieczem. Treningi w pałacu elfów światła poszły na dobre. Czwartego stwora zabiła Diana swoim precyzyjnym strzałem w serce wroga. Padł martwy jak jego pobratymcy.
- No, to po zmartwieniu.- powiedziała wesoło Kyra przytulając Luka. Lecz mina Kastiela nie wyrażała radości tak jak reszty grupy.
- Co jest?- zapytał Michael.
- To że Behemoty wędrują w większych grupach niż cztery osobniki.
- Czyli sugerujesz, że możemy być ponownie zaatakowani?- zdziwiła się Diana.
- Dokładnie. Musimy wyruszać bo inaczej nie obejdzie się bez rozlewu krwi.- gdy tylko młody elf ognia dokończył zdanie, ponownie usłyszeli głosy. Tym razem więcej niżeli dwa czy cztery.
- Pięknie, czyli bez walki się nie obejdzie?- zapytał sarkastycznie Luke od razu biorąc za malowanie się zaklęcia ochronnego. Namalował jeden symbol, potem drugi dzięki czemu powstała silna bariera ochronna. Kastiel też wyczarował kilka barier które powiększyły ochronne moce głównej kopuły. Byli bezpieczni, przynajmniej na razie bo jak się okazało, wrogów było ponad trzydziestu. Diana zaczęła błagać o błogosławieństwo boginię Elen, a jej brat modlił się do Zaracha. Trójka poszukiwaczy nie była zdziwiona tym widokiem. Elfy zawsze przed większymi walkami modlili się do swoich bóstw o powodzenie i błogosławieństwo. Ludzie z Fiary też tak czynili, lecz po wybuchu Wojny Przywołania stracili wiarę w bogów, przez co większość nich została bezbożnikami. Po chwili elfie rodzeństwo skończyło swe modły i nadeszli wrogowie. Bez zastanowienia rzucili się na kopułę ochronną. Większość odbijała się, lecz po chwili znów atakowali. I tak w koło aż do momentu zniszczenia bariery, który nastąpił po półgodzinie. Przez ten czas piątka przyjaciół ustaliła plan działania. Plan był prosty, pozbawić życia wrogów i nie dać się zabić. Bardzo kreatywne, lecz jak się okazało skuteczne. Luke stworzył sobie ognisty miecz, który po chwili stał się zwyczajny i razem z Kastielem i Michaelem, wyszedł na czoło grupy osłaniając obie łuczniczki. Diana przez moment skupiała się i po chwili wyciągnęła z kołczanu cztery strzały, które strzeliła w niebo nad wrogami. Po chwili zaczął padać deszcz strzał. Kyra nie potrafiła jeszcze stworzyć deszczu, lecz ostrzeliwała ich potężnymi salwami. Dzięki takiej taktyce, obie łuczniczki pozbawiły życia piętnastu Behemotom. Lecz to nie był koniec walki bo została jeszcze połowa. Wrogowie wpadli we wściekłość i biegli na piątkę przyjaciół. Chłopaki obrócili mieczami w dłoniach i ustawili się w pozycjach bojowych czekając aż stwory podejdą wystarczająco blisko. Gdy to nastąpiło rozpoczęła się walka. Kastiel zrobił zamach i wykonał potężny cios, który pozbawił życia jednego stwora i ogłuszył drugiego. Następnie zrobił cięcie i zabił ogłuszonego i jeszcze dwa inne Behemoty. Luke nie do końca radził sobie z mieczem w dłoni, więc gdy udało mu się wbić ostrze broni w pierś wroga, przyzwał swoją laskę i walczył nią. Obrócił nią w powietrzu i zrobił zamach na trzy biegnące ko niemu potwory. Bez problemu padły na ziemię i po chwili przebiły ich strzały Kyry. Lecz Michael miał najgorzej. Na niego rzuciła się siódemka stworów. Chłopak spanikował i zaczął uciekać, lecz po chwili odwaga powróciła i zaczął walczyć. Jednemu podciął nogi i dobił, lecz gdy wyjmował miecz z głowy ofiary, znikąd pojawiła się chimera. Wydała z siebie okropny okrzyk i machając ogonem, wbiła go Michaelowi w lewą pierś. Nastolatek padł na ziemię z głośnym krzykiem. Jego przyjaciele spojrzeli na niego. Z rany leciała krew. Podbiegli do niego i ochraniali przed Behemotami i chimerą. Po chwili Lukowi przypomniało się że stworzenie z ogonem nie jest odporne na magię ognia jak ogniste stwory, więc namalował symbol zaklęcia "Strzały ognia" i po chwili z nieba wyleciała strzała wbijając się w grzbiet chimery. Jeszcze przez chwilę stała na łapach, lecz po chwili padła martwa. Dla bezpieczeństwa Kastiel odciął jej ogon i rzucił nim w stojące w bezruchu Behemoty. Po chwili Diana wystrzeliła salwę strzał, zabijając resztę wrogów. Kyra uklęknęła przy rannym przyjacielu.
- Michael, puki masz jeszcze siły, spróbuj namalować symbol uzdrawiania.- chłopak posłuchał przyjaciółki, pokiwał głową i palcem namalował symbol czaru. Po chwili pojawiło się bladoniebieskie światło na ranie chłopaka. Co prawda rana się zalepiła, lecz Michael czuł się dziwnie.
- To nie pomoże.- powiedział Kastiel.
- Dlaczego?- zapytał zdziwiony uzdrowiciel.
- Dlatego że ogon chimery jest nasączony trucizną która powinna od razu zabic ofiarę. A że Michael uzdrowił się w czas, będzie teraz osłabiony lecz koniec końców...- elf wziął wdech.
- No skończ!- krzyknął młody uzdrowiciel.
- Umrzesz.- na te słowa zamurowało wszystkich. Nastała cisza, którą przerywał jedynie wiatr obijający się o ruiny.
- Jest na to jakieś lekarstwo lub czar?- zapytał Luke podchodząc do przyjaciela. Mimo że początkowo nie był do niego nastawiony przyjaźnie, teraz to się zmieniło. Podczas tego spędzonego czasu w jego towarzystwie, polubił go.
- Tak, dwa. Pierwszy to łzy jednorożca, a drugi to pocałunek ukochanej osoby.
- Miranda jest na Ziemi i nie ma szans jej tu ściągnąć. Pozostaje nam zdobyć te łzy.- powiedział Michael, próbując wstać z czarnego piachu. Luke i Kyra pomogli mu w tym gdyż nie dał rady sam. Widocznie trucizna zaczęła działać.
- Lecz mamy problem. Na ziemiach elfów ognia raczej nie znajdziemy żadnego jednorożca, jedynie w Shan'Dun* możemy spotkać czarne jednorożce. Ich łzy działają tak samo.- powiedziała Diana.
- To dobrze się składa. I tak mieliśmy tam zawitać, więc będzie po drodze. Zatem wyruszajmy.- powiedział Luke, biorąc Michaela pod ramię. Po chwili każdy ruszył w kierunku południowym, gdzie leży Shan'Dun.
            Po pół dniowej wędrówce, cała piątka dotarła do miasta-stolicy elfów ognia, Ognistych Kłów. Świadczyło to o tym że czarny piach był na pograniczu tego naturalnego, złotego.
- Musimy się tutaj zatrzymać. Jesteśmy głodni a Michaelowi przyda się odpoczynek.- powiedziała Kyra spoglądając na, idącego samemu, Michaela. Gdzieś tak w połowie drogi poczuł się nieco lepiej i powiedział że dalej dojdzie sam. Lecz teraz był tak ubity że ledwo podnosił nogi.
- Masz rację. Tylko boję się reakcji elfów ognia na mój widok. Bo wodne elfy nie są mile widziane na tutejszych ziemiach.- powiedziała Diana.
- Spokojnie, jesteś moją siostrą więc nie mają prawa cie nie wpuścić. A na dodatek jesteśmy kuzynami syna cesarza, więc nie mają nic do gatki.- Kastiel objął Dianę po bratersku i razem się zaśmiali.
- Jesteście kuzynami syna króla elfów ognia?!- zapytali zdziwieni Kyra i Michael.
- A nie mówiliśmy?
- Nie!
- To już wiecie.- elfie rodzeństwo zaśmiali się i całą grupą ruszyli do jednej z bram Ognistych Kłów. Gdy tylko doszli do południowej bramy, zaczęły się pierwsze konflikty. Strażnicy nie chcieli ich wpuścić ponieważ znajdowali się poza bramą kilka dni. Ty było raczej logiczne skoro znajdowali się po drugiej stronie, lecz strażnicy powiedzieli dlaczego nie chcą ich wpuścić. Otóż od kilku dni po pustyni panoszą się demony Morgatha*, które hipnotyzują młode elfy i buntują przeciwko innym. To też przez sługi arcydemona, wioska Kastiela została zniszczona dlatego że nie udało się tam nikogo zwerbować. Lecz po długich namowach udało się dostać do środka, lecz cała piątka miała zgłosić się do tutejszego medyka.
- Dobrze się składa, może będzie miał łzy jednorożca.- powiedział Michael a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech,
- Może, może...

_______________________________________________

* Shan'Dun- główne miasto mrocznych elfów. Uważa się je za siedzibę boga mroku i nocy, Nora.
* Moragath- arcydemon stworzony przez Magów Kręgu podczas Wojny Przywołania. Uważano go za zmarłego, lecz okazał się że wraz z przebudzeniem się Hokana Ashira, ożywił się Moragath.
_______________________________________________

No, mam nadzieję że ten rozdział był ciekawszy niż poprzednie.
I liczę na to że dziabniecie jakiś komentarz :)
I muszę wam coś powiedziec, jutro mam bal gimnazjalny!! I nie wiem czy wyrobię się z dodaniem rozdziału na Kręgu Tajemnic, ale spokojnie, postaram się.
No ale do rzeczy, podobał się rozdział? Mam nadzieję że tak.
Jak myślicie, czy uda się całkowicie uzdrowić Michaela, czy też umrze? 
I od następnego rozdziału, wali będą pojawiac się coraz częściej, przecież... Krąg jest już prawie pełen.
Więc ja was pozdrawiam i błagam o jakiekolwiek komentarze.
Papa :*
Elfik Elen

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 11


     Minęły dwa dni. Esalime udało się ustalić że Saymon nie ma nikogo na oku, więc wymyśliła sobie że go uwiedzie i zostanie jego dziewczyną. Także sprawa z eliminacjami do drużyny ruszyła. Do turnieju zgłosiło się ponad stu magów ziemi i natury lecz do kolejnego etapu, walk na arenie, przeszło tylko trzydziestu.
   W ciągu tych dni dużo zmieniło się w stosunkach między naszymi bohaterami. Otóż, Seth zrobił się strasznie zazdrosny o Lenę poprzez to że pewnien, dośc przystojny elf zaczął się do niej przystawiać. Zakochany nastolatek wyzwał tamtego na pojedynek, którego nagrodą będzie Lena a także obietnica trzymania się od niej z daleka. Dziewczynie nie zbyt przeszkadzało że jest, poniekąd, nagrodą. Walkę oczywiście wygrał Seth, więc pokonany elf musiał przestrzegać warunków umowy i do tej pory nie podchodzi do czarodziejki lodu. Natomiast Saymonowi spodobała się jedna ze służek w pałacu elfów ziemi. Była to elfka o długich, czekoladowych włosach i niezwykle zielonych oczach. Esalime oczywiście nie odpowiadała ta sytuacja więc uknuła pewną intrygę. Oskarżyła służkę o kradzież jej królewskiego sygnetu. Był on bowiem bardzo ważny w rodach elfów pochodzenia królewskiego. Dzięki temu można było się łatwiej rozpoznać. Poszła z tą wieścią do swojego ojca. Ten początkowo nie wierzył córce lecz po jej namowach i pokazanych fałszywych dowodach, zmuszony był zwolnic elfkę. Oczywiście kilka godzin po tym sygnet cudownym sposobem, odnalazł się. Esalime tłumaczyła się że przypadkowo schowała go w kuferku o którym zapomniała. Król był oburzony postawą córki, lecz ta nie przejmowała się tym. Dopięła swego, Saymon był znów sam.
     Następnego dnia Esalime obchodziła swoje, na ludzki już przeliczając, szesnaste urodziny. Zaprosiła swego ojca, nowych przyjaciół i kilku innych znajomych z obozu. Założyła na siebie odświętny strój, czyli długą do kostek, białą suknię z zielonymi wzorami i peleryną tego samego koloru co suknia. Rozpuściła także swoje długie białe włosy dzięki czemu wyglądała niczym anioł. Młodzi poszukiwacze także się odstawili. Lena ubrała sukienkę do kolan koloru niebieskiego. Włosy zawinęła w kucyk, który spuściła na lewą stronę. Seth ubrał elegancki, granatowy garnitur oraz czarną koszulę rozpiętą pod szyją. Spodnie natomiast miał koloru równie czarnego jak koszula. Saymon już ubrał się jak rasowy elf światła, którym przecież był. Biały garnitur, żółta, wręcz złota koszula oraz białe spodnie, tak prezentował się książę elfów światła. Odśpiewano tradycyjnie pioseneczkę "Sto lat", która znana była także na Eo. Ten dzień minął spokojnie a nastolatkowie bawili się do trzeciej rano.
     Nastał nowy dzień. Wszyscy, mimo wielkiego zmęczenia po balowaniu na urodzinach księżniczki, byli wyspani i pełni energii. No dobra, prawie wszyscy. Seth jako jedyny jeszcze spał. Lena weszła do jego komnaty i usiadła obok jego na łóżku.
- Wygląda tak słodko.- pomyślała i mimo wszystko, zaczęła budzić chłopaka. Napotkała pewne opory bo nastolatek spał twardym snem i za cholerę nie szło go obudzić zwykłymi metodami. Wstała z łóżka, namalowała symbol zaklęcia zmiany głosu i znów podjęła próbę obudzenia Setha.
- Na bogów, Seth! Ktoś porwał Lenę!- krzyknęła dziewczyna głosem Saymona. Zobaczyła jak ziemski chłopak nerwowo wyskakuje z łóżka.
- No rzeczywiście.- burknął niezadowolony z zachowania dziewczyny. Podszedł do kufra i zaczął wyciągać jakieś ubrania.
- Co robisz?
- Ubieram się. Nie będę paradował pół nago na zewnątrz.
- Jak dla mnie to możesz tak wyjść.- zaśmiała się Lena. Seth jedynie posłał jej krzywy uśmieszek. Naciągnął na siebie czarną koszulkę i czarne spodnie. On wręcz kochał ciemne kolory.
- Możemy iść.- powiedział podchodząc do dziewczyny. Pocałował ją w policzek i wyszli.
    Tuż po ich przybyciu zaczął się turniej. Nastolatkowie zajęli miejsce obok króla i Saymona, siedzącego po prawicy władcy. Po chwili na arenę wzywano pojedynczo uczestników. Przedstawiali się i mówili krótko o sobie a także odpowiadali na szczegółowe pytanie: "Dlaczego to ty powinieneś zostać przyjęty do ekipy poszukiwawczej i stanąć twarzą w twarz z Magami Kręgu?". Król i trójka poszukiwaczy słyszała różne odpowiedzi. Po chwili wezwano piętnastego uczestnika. Była nią dziewczyna. Gdy podeszła bliżej, okazało się że jest to Esalime. Władca poderwał się z krzesła.
- Esalime, co ty na Elen* tu robisz?!
- Chcę wziąć udział w turnieju, nie zabronisz mi.
- Właśnie że zabronię! Już raz mi zginęłaś! Drugi raz na to nie pozwolę. Yhmir!- krzyknął zdenerwowany król. Po chwili zza wejścia na arenę wbiegł młody strażnik.
- Tak panie?
- Zaprowadź moją upartą córkę do jej komnaty i nie wypuszczaj jej. A także nie wpuszczaj nikogo!
- Tak panie!- zasalutował Yhmir i złapawszy księżniczkę za rękę poszedł z nią w kierunku pałacu.
     Gdy Esalime i strażnik oddalili się, rozpoczęły się walki. Uczestników dobierano w pary i walczyli oni przeciwko sobie do momentu upadku dłuższego niż piętnaście sekund. Walki były przeróżne. Nie wygrywał nikt, były remisy ale także i wygrane jednej osoby. Ogółem do ostatniego etapu przeszło pięciu najlepszych magów. Po dzisiejszych zmaganiach na arenie, młodzi poszukiwacze oznajmili królowi że idą na spacer poza mur. Niechętnie zgodził się, lecz pod jednym warunkiem.  Za nimi miało podążać czworo najlepszych łuczników. Zgodzili się i wyszli.
      Po czterech godzinach wrócili do obozu. Na spacerze nic się nie działo. Najwyraźniej stworom z lasu znudziło się atakowanie tej osady elfów. Po przejściu przez bramę, pokierowali się do pałacu. Chcieli porozmawiać z Esalime. Lecz droga tam nie była łatwa. Na początku zatrzymał ich jakiś elf prosząc o opisanie sytuacji jaka miała miejsce na arenie. Chodziło tutaj o kłótnie księżniczki i króla. Przyjaciele opowiedzieli co się tam stało i nie wiadomo kiedy, otoczyła ich spora ilość wścibskich elfów. Nie chcąc któryś raz z kolei powtarzać tej samej historii, powiedzieli że się spieszą i pobiegli do zamku. Słyszeli jeszcze jak elfy buczą z niezadowolenia lecz nie przejmowali się tym. Gdy w końcu dobili do wejścia do pałacu, odetchnęli z ulgą. Weszli do środka i kierowali się do komnaty Esalime. Yhmir, strażnik z areny, poważnie potraktował rozkaz króla. Stał przed wejściem do pokoju księżniczki. Trójka przyjaciół prosiła o wejście do środka, lecz Yhmir był nieustępliwy i nie wpuścił nikogo. Lena powiedziała przyjaciołom że sama to załatwi. Chłopcy oddalili się nieco a dziewczyna próbowała swoich kobiecych sztuczek. Lecz to było na nic, strażnik wyznał że jest homoseksualistą. Robiąc zdziwione miny i wielkie oczy, młodzi poszukiwacze Kryształu Mrozu odeszli do innego korytarza. Seth odruchowo obrócił głowę i zobaczył jak Yhmir oblizuje sobie wargi i puszcza do niego oczko. Teraz już nieco przerażony chłopak, dołączył pospiesznie do przyjaciół.
- Ten... elf... Yhmir... jest dziwny.- wydukał z siebie.
- Co z nim?- zapytała Lena.
- On chyba... no nie wiem... patrzył się na mnie, oblizywał se warki i puścił oczko!
- O kurde! Gruba spawa!- zaśmiał się Saymon lecz po chwili spoważniał jakby zobaczył ducha albo inną zjawę.
- Mam pomysł.- oznajmił.
- Jaki?
- Sklonujemy cię. Twój sobowtór odwróci jego uwagę i odciągnie gdzieś a my wejdziemy do komnaty Esalime. Proste, prawda?
- Ale jeśli on coś mi zrobi, znaczy klonowi, to ja to poczuję tak?
- Dokładnie!
- NIE!- krzyknął robiąc dwa kroki w tył i tym samym wpadając na ścianę
- No proszę, przecież to twój klon z nim... coś zrobi a nie ty! Proszę...- mówiła Lena przytulając Setha. Po chwili myślenia zgodził się.
- No dobra.- Saymon namalował symbol zaklęcia klonowania i po chwili obok Setha powstała chmura z której wyłonił się jego klon. Powiedział mu co ma zrobić i bez wahania, sobowtór Setha poszedł do Yhmira. Pogadał z nim i odeszli do innego korytarza. Trójka nastolatków podbiegła do drzwi do komnaty Esalime i bez pukania weszli do środka.
      Księżniczka siedziała na łóżku i głaskała po głowie swoją smoczycę. Na widok przyjaciół zareagowała uśmiechem. Seth w tym momencie podskoczył do góry, zwracając na siebie uwagę.
- Yhmir złapał mnie za tyłek!- poczerwieniał na twarzy a wszyscy zaśmiali się. No nie wszyscy... Esalime nie rozumiała o co chodzi chłopakowi.
- Że co zrobił?- zapytała zdziwiona.
- A no tak, ty nie wiesz. Saymon stworzył sobowtóra Setha, bo ten spodobał się Yhmirowi. Wiesz, twój strażnik jest homo, ale wracając. Klon Setha zagadał do Yhmira i odeszli razem do drugiego korytarza. I najwyraźniej przeszedł do akcji...- wytłumaczyła Lena siadając na łóżku.
- Ouu.- odparła księżniczka nie wiedząc co ma powiedzieć. Była zdziwiona bo nie wiedziała o upodobaniach swojego strażnika a także jednego z najlepszych strażników areny królewskiej.- To co was do mnie sprowadza?- zapytała po chwili.
- No wiesz, chcieliśmy cię wyciągnąć z komnaty na jakiś spacer albo coś i pogadać o czymś.
- A o czym to chcieliście porozmawiać? Z resztą, po co pytam. O tej sytuacji na arenie tak?
- Dokładnie.- powiedzieli razem.- A ściślej mówiąc o tym że nie rozumiemy jego słów: "Już raz cię straciłem i drugi raz na to nie pozwolę". No ja rozumiem, mogłaś uciec albo coś, ale żeby tak się wściekać... nie pojmuje.- powiedział Saymon siadając na krześle przy oknie. Esalime usiadła koło Leny i śpiącej Mimzi. Jedynie Seth stał jak posąg.
- Może usiądziesz? To długa historia.- Esalime poklepała miejsce obok siebie. Seth chciał już podejść lecz znów poczuł jak ktoś go łapie za... zresztą nie ważne za co. W każdym bądź razie nie wytrzymał.
- Ja oszaleje! Poczekajcie chwilkę.- powiedział i poszedł do drzwi. Otworzył je i wychylił głowę. Zobaczył jak Yhmir i jego sobowtór całują się. Przewróciło mu się w brzuchu na ten widok. Po chwili zauważył jak za strażnikiem stoi kolumna a na niej waza. Wyciągnął rękę i waza spadła prosto na głowę Yhmira, roztrzaskując się i pozbawiając przytomności strażnika. Klon obrócił się w kierunku Setha a ten zawołał go gestem ręki. Oboje weszli do komnaty księżniczki.
- Dobra Saymon, kończ ten cyrk!- powiedział donośnym głosem.
- No już, już.- książe wyciągnął się niczym kot i wstał leniwie z krzesła. Namalował w powietrzu symbol antyzaklęcia i sobowtór Setha zniknął tak samo jak się pojawił.
- Esalime, mów proszę.- powiedziała Lena patrząc na księżniczkę. Ta wstała i podeszła do okna.
- No więc było tak...


_______________________________________________________

*Elen- jedna z bogini, główne bóstwo które czczą elfy, odpowiada za siły natury
_______________________________________________________

Powróciłam! I wiecie co, doszłam do wniosku że AŻ tag długa przerwa dobrze mi zrobiła. Tyle że jest problem, powiedzcie mi jak ja mam nadrobić zaległości u was? Stanę na głowię, ale obiecuję, że jakoś wszystko przeczytam! I z okazji dnia dziecka, wszystkiego najlepszego i dzisiaj pojawią się nowe rozdziały na pozostałych blogach. 
I tradycyjnie piszcie co myślicie o tym rozdziale. Wiem, wiem dużo błędów. Niby miałam dużo czasu ale znacie mnie, nie poprawiam błędów. Wrzucam rozdziały takie jakie są.
No, więc ja pozdrawiam i do następnego!!
Elfik Elen

czwartek, 15 maja 2014

WAŻNY KOMUNIKAT!

Moi drodzy!
Jakoż iż ja nie mam teraz na nic czasu, bo tak:
Po pierwsze, trzeba poprawiac oceny (mam nie najgorsze, same trójki i wzwyż ale moja kochana mama drze ryjek że "Stać cię na więcej", więc zapierdalam na największych obrotach jak mały samochodzik)
Po drugie, wybór kolejnej szkoły (niby mam już wydrukowane papiery, ale trzeba je zanieść a jeszcze do tego zrobić zdjęcia do nowych legitymacji... tragedia) 
Po trzecie, brak pomysłu i weny (jakoś nic mi się nie lepi, fabuła jakaś taka do dupy i wydarzenia nie po kolei, jakaś zaćma mózgowa). 
No więc sami widzicie, nawet ta wiadomośc jest jakaś taka... dziwna. Więc, nowy rozdział nie pojawi się w tym tygodniu.
Postaram się go napisać i dodać jakoś za tydzień, góra półtorej.

Pozdrawiam i przepraszam,
Elfik Elen

środa, 7 maja 2014

Rozdział 10

** Alistar, Ishtar, Mindy, Miranda, Maysilee **

      Gdy tylko nauczycielka chemii rozdarła się na młodych ludzi, kto gdzie ma iść, z satysfakcją wróciła do szkoły. Alistar i reszta weszli do środka budynku. Jak na nieszczęście przez korytarz szła jedna z dziewczyn uczęszczających na zajęcia teatralne.
- Tu jest nasza księżniczka!- zawołała widząc młodą księżniczkę elfów dziewczyna.
- A myślałaś że kto niby inny?- oburzyła się Maysilee krzyżując ręce na piersi.
- Nie udawaj diwy, tylko rusz swoją szanowną dupę bo nie mam zamiaru tracić cennego czasu na czekanie na ciebie.
- Bezczelna!- burknęła elfia dziewczyna i poszła za nową "znajomą" do sali lekcyjnej. Reszta grupy ruszyła na zajęcia rozpisane na planie lekcyjnym, który wisiał na przeciwko wejścia do szkoły. Alistar miał matematykę, Ishtar fizykę a dziewczyny musiały iść do sali od języka hiszpańskiego. Tak to jest, kiedy trafi się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednie miejsce. Niechętnie udali się do odpowiednich sal.
       Gdy skończyły się zajęcia, cała piątka spotkała się przy wyjściu ze szkoły. Ich planem była... ucieczka? Tak, chcieli uciec ze szkoły, ponieważ mieli jeszcze cztery lekcje a czasu do znalezienia kamienia Feniksa mieli coraz mniej. Niby nie wiedzą dokładnie kiedy to się stanie, bo czas na Ziemi płynie zupełnie inaczej niż na Eo, ale Saymon przed rozdzieleniem się powiedział siostrze, że za pomocą telepatii przekaże jej kiedy nastanie Dzień Ośnieżonej Wierzby. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję, oni pobiegli do bramki i dalej biegnąc, kierowali się do parku.
- Wy wiecie jacy ci ludzie są bezczelni?! Jedna z dziewczyn fascynowała się moimi uszami bo są takie szpiczaste, mówiła. A jedna miała zaciesz moim berłem. A gdy się nim oślepiła obwiniała mnie za to, ta głupia pipa! No wy to rozumiecie?! Niechaj tylko trafią do Eo to normalnie zafunduję im taką masakrę że popamiętają!- krzyczała Maysilee gdy usiedli na jednej z ławek w parku. Inni ludzie słysząc co wykrzykuje młoda elfka patrzyli na nią i jej towarzyszy jak na psychicznie chorych.
- To i tak jeszcze nie najgorzej. Zwykle nowym uczniom, a bez wątpienia inni myślą że nią jesteś, robią "kebaby" z plecaków czy wsadzają głowy do kibla.- powiedziała Mindy otwierając batonika. Wzięła jeden gryz, potem jeszcze jeden i w dziesięć sekund baton znikł.
- A nie wiem jak wy wytrzymaliście tyle czasu tutaj. Przecież ci ludzie są tacy... tacy... bez życia! Wyglądają i zachowują się jak orki pod władzą Kręgu!- Maysilee znów zaczęła się wydzierać. Najwyraźniej, nowy świat i nowi ludzie nie przypadli jej do gustu. Kolejni ludzie przeszli obok piątki przyjaciół i znów patrzyli na nich jak na uciekinierów z zakładu psychiatrycznego. Posiedzieli jeszcze dwie godziny i wrócili pod szkołę. Po Mindy miał przyjechać brat a ona nie chciała mieć z nim problemów, bo ma tylko jego. Jej rodzice zginęli dawno temu.
      Gdy doszli do bramki wejściowej na plac szkoły, nadjechał jakiś samochód. Po chwili Mindy zidentyfikowała osobę siedzącą za kierownicą. Był to jej brat, Mark.
- Hej Mindy!- przywitał się wychodząc z samochodu.
- Hej Mark.
- To jak, możemy jechać do domu?
- A zapłaciłeś czynsz i rachunki za światło i wodę?- zapytała robiąc podejrzliwe spojrzenie.
- Taak, wszystko zapłacone.- zaśmiał się.
- To możemy jechać!- krzyknęła i wsiadła do samochodu. Pokazała gestem ręki że jej przyjaciele także mogą wsiąść do pojazdu. Weszli, zapięli pasy i pojechali do domu Mindy i Marka.
     Po piętnastu minutach jazdy, dotarli do celu. Wyszli z samochodu i poszli do domu.
- Mindy, muszę wracać do pracy.- powiedział po chwili Mark.
- Co? Dlaczego? Tak długo się nie widzieliśmy, nie możesz zostać?- zapytała zdziwiona i jednocześnie smutna Mindy.
- Eh, chciałbym ale nie mogę. Zobaczymy się wieczorem i może gdzieś wyskoczymy, co ty na to?- zapytał przytulając siostrę. Ta wtuliła się w jego klatkę piersiową i podniosła głowę.
- A oni też będą mogli?- zapytała pokazując palcem na przyjaciół.
- No jasne! Jeśli chcesz to mogą tutaj się zatrzymać na jakiś czas, jeśli będą chcieli. Tylko żadnych imprez pod moją nieobecność, jasne!?- zapytał siostrę podnosząc głos niczym ich ojciec.
- Jasne, dzięki! Jesteś super bratem!- Mindy pocałowała Marka w policzek i wróciła do przyjaciół. Ten wyszedł za ogrodzenie, wsiadł do samochodu i pojechał. Młoda telekinetyczka otworzyła drzwi od domu i weszli do środka. Lecz gdy zobaczyli co się w nim stało, stanęli w miejscu jak wryci a na twarzy Mindy malowała się wściekłość.

_____________________________________________

Dzisiaj rozdział nieco krótszy. Nie miałam jakoś pomysłu na rozkręcenie akcji :(
Normalnie rozdział pojawił by się wczoraj ale nie miałam kiedy go wrzucić, bo wczoraj obchodziłam swoje 16-ste urodzinki!! Goście zlali się całą chmarą i za cholery nie miałam dostępu do laptopa czy komputera.
Ale wracając do tematu, co myślicie o tym rozdziale?
Piszcie w komentarzach i zapraszam na fanpage'a na fejsbuku (link znajdziecie w poście o nazwie "Fanpage")
Pozdrawiam i do następnego!
Elfik Elen

sobota, 3 maja 2014

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 9

 ** Luke, Kyra, Michael**
   
      Gdy ludność zamieszkująca wioskę zaprowadziła ich pod portal, w głowie Kyry pojawiły się myśli co do zachowania ludzi. Bo niby skąd by wiedzieli o tym ze ona i jej przyjaciele kierują się do Fiary i skąd wiedzą ze to na pewno oni? Nie wytrzymała i zapytała.
- Skąd wiecie gdzie zmierzamy?
- Stąd że żaden elf, tym bardziej człowiek z pałacu, nie zapuszcza się do naszej wioski no chyba że chce dostać się do Fiary.- powiedział stary elf stojący przy kolumnie portalu.
- To skąd wiecie że... z resztą, nieważne. Jedno przemawia za drugim. Otworzycie nam go?
- Oczywiście.- powiedział inny elf podchodząc do portalu. Miał czarne włosy i był ubrany w granatową kurtkę z kapturem nałożonym na głowę, brązowe spodnie z pasem na którym umieszczone były sztylety a na plecach miał zawieszony miecz. Jedną rękę bandażował. Najwyraźniej przed chwilą stoczył z kimś lub czymś walkę. Lecz było coś nie tak. Ten elf nie wyglądał jak typowy elf światła. Z resztą, nie był nim co można było wnioskować po zachowaniu ludzi. Szeptali i patrzyli na młodzieńca spode łba. Ten jednak nie przejmował się tym co inni mówią. Wyszeptał coś i portal otworzył się. Po chwili wszedł do niego a za nim weszli i nasi poszukiwacze Kryształu Mrozu.
    Znaleźli się na pustyni. Lecz znów coś nie pasowało. Piach, zamiast był żółty był ciemny, wręcz czarny. Elf, który szedł przez nimi wziął głęboki wdech i spojrzał ponownie na to wszystko.
- Przed moim wyjściem było inaczej.- powiedział a trójka przyjaciół spojrzała na niego.
- To znaczy?- zapytał Luke.
- No wiesz, było tu normalnie. Znaczy piach był żółty a oaza tam stojąca - pokazał na nią placem - była jedną z wiosek elfów ognia.
- Elfów ognia?- zapytali nastolatkowie razem.
- No tak, jesteście we wschodniej części Fiary. Witajcie w Czerwonych Piaskach, wielkiej pustyni elfów. Chociaż teraz są to czarne piaski.- powiedział ze smutkiem w głosie młody elf. Po chwili otrząsnął się i poszedł do zrujnowanej wioski swoich pobratymców. Nasi bohaterowie także poszli za nim. Mieli nadzieję że zaprowadzi ich do przywódcy, który przydzieli im żołnierza do kampanii. Lecz zamiast pałaców czy chociaż domów, zastali ruiny i martwe ciała.
- Na Zaracha*, to tu się stało?!- krzyknął elf klękając na czarnym jak smoła piasku. Kyra podeszła do niego a za nią Michael i Luke.
- Może to niestosowne do sytuacji, a tak jest, ale czy mógłbyś zaprowadzić nas do przywódcy twojego plemienia?- nie odpowiedział jedynie spojrzał na ludzi którzy przyszli wraz z nim. Kyra wstała i podeszła do przyjaciół. Nastała cisza, którą przerywał wiatr rozchodzący się po ruinach.
- Dobra, niech wam będzie.- powiedział roztrzęsiony elf, wstając z ziemi.
- A czy możemy poznać twoje imię?- zapytał Michael.
- Kastiel. - otrzepał się i razem z nowymi towarzyszami poszedł do jedynego miejsca, w którym można było się ukryć w razie ataku wroga, który bez wątpienia miał miejsce.
     Po upływie pół godziny doszli do schronu. Kastiel namalował symbol zaklęcia otwierającego a po chwili wrota otworzyły się. Weszli do środka. Było pusto co znaczyło że nikt nie przeżył. Elf uklęknął i złapał się za głowę. W jego oczach pojawiły się łzy. To było zrozumiałe bo każdy komu zginęła rodzina, przyjaciele tak by się zachował. Żal mu było tych, którzy zginęli. Potrząsną głową i po chwili wstał.
- Nie wierzę że to się stało.
- Bardzo ci współczuję, ale muszę cie o to prosic. Twój król obiecał że powierzy nam jednego ze swoich ludzi do naszej kampanii i tu leży moja prośba. Bo wychodzi na to że jesteś jedynym ocalałym, czy zgodzisz się przyłączyć do naszej grupy?- zapytał Luke. Kastiel spojrzał na niego lecz nic nie powiedział. Podszedł do jednej z kolumn i oparł się o nią. Przetarł oczy z łez i znów spojrzał na Luka.
- I tak nie mam gdzie pójść, więc zgadzam się. Przyłączę się do was. I tak patrząc na was, to wojownik wam się przyda.- uśmiechnął się.
- No, kto jak kto ale wojownik się przyda.- powiedział Michael uśmiechając się. Po chwili czwórka młodych ludzi usłyszała dziwne szmery i szepty dobiegające z przeciwległego, ciemnego tunelu. Głosy były zniekształcone, co utrudniało domyślenie się czy mówi to mężczyzna czy kobieta. Kastiel wyciągnął miecz z pochwy zawieszonej na plecach i podszedł do wejścia do tunelu. Jego nowi towarzysze również wyciągnęli swoje bronie i stanęli obok. Kyra naciągnęła cięciwę i wpatrywała się w ciemności. Po chwili zauważyła ruch.
- Strzała błyskawic.- powiedziała dotykając grotu strzały. Puściła ją i po sekundzie zaczęła się świecić, niczym pioruny na niebie. Okazało się że rozmawiający byli nieumarłymi. Widząc świecącą strzałę i kierunek z którego wyleciała zaprzestali rozmów i spojrzeli na nastolatków. Zawyli i biegli prosto na nich.
- Bariera ognia.- powiedział Luke malując symbol zaklęcia. Po chwili otoczył ich płomienny płaszcz, który uniemożliwiał atak wroga.
- Antyżywioł!- zawołał jeden ze szkieletów. Wyglądał inaczej niż inni. Co prawda, był szkieletem lecz ubrany był w czarną szatę i miał laskę z zielonym kryształem.
- Niech go płomienie, to Lich!- powiedział Kastiel odcinając czaszkę jednemu z nieumarłych. Kyra wyciągnęła kolejną strzałę, naciągnęła i strzeliła. Jej łuk, z racji tego iż był zaklęty, wyczarował jeszcze cztery strzały, które wbiły się w czaszki innych szkieletów. Strzała główna trafiła Licha lecz niestety w nogę. Wyciągnął ją i rzucił gdzieś na bok.
- Trupie muchy!- wróg namalował laską symbol zaklęcia, który po chwili przywołał muchy. Poleciały prosto w stronę czwórki poszukiwaczy.
- Ściana ognia!- powiedział Kastiel malując symbol czaru. Przed nimi pojawiła się wielka płomienna ściana, która spalała lecące w nią muchy. Lich syknął mściwie i rzucił się do ataku na nastolatków. Michael wyciągnął swój miecz, który po chwili wbił prosto w czaszkę wrogiego maga. Jego miecz miał specjalne właściwości, które sprawiały że jego ataki wobec nieumarłych czy wampirów będą miały o wiele silniejsze wpływy. Szkielet Licha zamienił się w proch, który po chwili spalił Luke.
- Widzę że nie tylko ja jestem magiem ognia.- powiedział nastolatek spoglądając na Kastiela.
- Mogę powiedzieć to samo. Nieźle sobie radzisz.- odparł elf.
- Dzięki. To skoro mamy już przydzielonego elfa do pomocy, to może ruszymy dalej. Czasu coraz mniej.
- Czasu mniej, do czego?- zapytał młody elf patrząc zdziwiony na swoich towarzyszy.
- Zapewne już wiesz że jeden z potężniejszych Magów Kręgu powstał, prawda?- zaczęła Kyra.
- No tak, Hokan Ashir tak?
- Zgadza się, dokładnie on. No więc, gdy tylko zmartwychwstał w jego porąbanej głowie narodził się pomysł wskrzeszenia jego braci i sióstr z Kręgu. Połowę już udało mu się ożywić a ostatnie wskrzeszenie odbędzie się w Dzień Ośnieżonej Wierzby. Wtedy też cała trzynastka otrzyma pełnie mocy i ruszy na podbój świata! I właśnie dlatego ruszyliśmy na poszukiwania Kryształu Mrozu i Kamienia Feniksa, bo to one są ostatnią nadzieją.- nastała cisza, którą po chwili przerwał Michael.
- To skoro wiesz co i jak, to może chodźmy dalej.- wszyscy potaknęli i ruszyli do wyjścia z bunkru, dalej w całkowitej ciszy, którą przerywał stukot butów.
     Wychodząc ze schronu, nastolatkowie zauważyli jak w ich kierunku biegnie jakaś postać. Można było wnioskować że nie jest elfem ognia, bo ubrana była na niebiesko. Gdy była bliżej, okazało się że to elfka. Elfka wody.
- Diana, co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony elf ognia podchodząc do dziewczyny. Przytulił ją a ta wtuliła się w niego najmocniej jak potrafiła. Była niższa o głowę od Kastiela. Miała długie, białe włosy i uzbrojona była w łuk i strzały.
- Gdy dowiedziałam się że twoją wioskę zaatakowano, od razu wyruszyłam tutaj. Lecz gdy dotarłam do Ognistych Kłów* dowiedziałam się że z wioski zostały ruiny. Ruszyłam tam i rzeczywiście, pustki ale to pewnie wiesz. A że kiedyś mówiłeś mi gdzie jest jedyne miejsce w którym można się ukryć, to postanowiłam że tutaj przybiegnę. I watro było.- elfka wtuliła się Kastiela jeszcze mocniej. Po chwili puściła go.

- A oni to kto?- zapytała po chwili.
- Oni? To moi towarzysze. Chłopak z berłem, nazywa się Luke, dziewczyna z łukiem to Kyra a chłopak z mieczem to Michael.- wyjaśnił elf ognia.
- To co oni tu robią? Przecież trwa wojna! Jeśli żołnierze Cesarstwa* zobaczą że elfy z Xu panoszą się tutaj, to zabiją ich!
- Oni nie są elfami, tylko ludźmi. I szukają Kryształu Mrozu.
- Wiem gdzie jest ten miecz. Jeśli weźmiecie mnie ze sobą, to zaprowadzę was tam.- zaoferowała elfka. Nasi poszukiwacze zebrali się w kółku i obgadali sprawę. Koniec końców i tak musieli by wlec się do stolicy elfów wody, więc postanowili że wezmą ją ze sobą.
- Dobra, możesz iść z nami.- powiedział Michael.
- Super!- podskoczyła z radości.- Nazywam się Diana i jestem siostrą Kastiela i jednocześnie najlepszą łuczniczką wodnych elfów.
- Co?!- zapytali zszokowani przyjaciele.
- Jak to jego, siostrą?- zapytał Luke - Przecież jesteś elfką wody a on elfem ognia, a z tego co wiem głębsze kontakty między elfami są zabronione!
- Masz rację, ale jeszcze kiedy ów zakaz nie był do końca przestrzegany, nasza matka która jest elfką wody zakochała się z wzajemnością w naszym ojcu, elfie ognia wzięli się przespali i zrobili nas. Dopiero wtedy władcy naszych plemion postanowili... umocnić panowanie zakazu, więc chcieli nas zabić. Wtedy nasi rodzice postanowili uciec do którejś z wiosek swoich plemion. Mnie zabrała matka, a Kastiela ojciec. Przez ten czas widywaliśmy się w sekrecie przed rodzicami bo obiecali sobie że dla naszego dobra, nie będą się ze sobą widywać.
- Aha, no dobra. To skoro wiemy jak to z wami było, to może powiedz nam gdzie znajdziemy Kryształ Mrozu?- zapytała Kyra.
- Jest na Kryształowej Górze. Lecz żeby tam się dostać, musimy przejść przez ziemie mrocznych elfów.- powiedziała Diana.
- Czasu coraz mniej, więc ruszajmy.- powiedział Luke i wszyscy ruszyli w kierunku ruin wioski.
- Mniej czasu? Do czego.
- Kastiel ci wyjaśni.- powiedziała trójka przyjaciół razem.



___________________________________________________________

*Zarach- bóg ognia
*Ogniste Kły- główne miasto/stolica elfów ognia
___________________________________________________________

Oto jest. Mam nadzieję że się podobał i wypadł jako tako przyzwoicie. Wiem, nasadziłam błędy ale nie mam siły ich poprawiać. Sprawa z hejterami (wspomniałam o tym na drugim blogu) nabiera na sile i powoli tracę nerwy i własne zasoby sił. Nie wiem, nie wiem co mam robić. Był dzień spokoju i znów się zaczęło. Teraz hejtują wszystkie trzy blogi, co jeszcze bardziej mnie dołuje i wkurwia!
No ale wracając do tematu, piszcie co myślicie o tym rozdziale.
Kolejny powinien pojawić się za tydzień.
Pozdrawiam,
Elfik Elen
PS. W zakładce "Bohaterowie" pojawiły się wizerunki Kastiela i Diany.

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 8

No więc jest.
Od tej chwili, jeden rozdział będzie poświęcony jednej grupie poszukiwawczej. Miłego czytania kochani :**
___________________________________________________________________

    * Saymon, Lena i Seth *

      Gdy tylko dotarli do bram osady elfów ziemi, zostali powitani przez króla i księżniczkę ziemnych.
- Bardzo miło mi was gościć. Witamy w Cieniu Drzew, naszej osadzie!- przywitał ich król, Tobiasz II. Miał siwe, krótkie włosy i długą brodę. Ubrany był w zieloną szatę ze złotymi zdobieniami. Na prawej dłoni miał piękny sygnet z drzewem, który był znakiem elfów ziemi. Podobny sygnet miała jego córka.
- Mi również miło jest was poznać, wędrowcy.- powiedziała księżniczka Esalime kłaniając się. Miała długie, jasne włosy. Ubrana była w zieloną, długą szatę ze złotymi zdobieniami. U jej stóp pojawił się zielony, mały smok. Był jej zwierzakiem, bo bez wahania wzięła go na ręce.
- A to jest mój smoczek, Mimzi.- wskazała palcem na małą smoczycę na jej rękach. Ta uśmiechnęła się i wesoło pomerdała ogonem.
- Nam również jest miło Was poznać.- powiedziała Lena kłaniając się królowi i księżniczce. Saymon i Seth byli wpatrzeni w Esalime jak w obrazek. Lodowa czarodziejka klepnęła przyjaciół w tym głowy, na co oni także się ukłonili. Dziewczęta zaśmiały się. Po chwili elfia księżniczka podeszła do blondynki.
- Chodź ze mną. Muszę ci coś pokazać.- powiedziała łapiąc Lenę za rękę. Smoczyca zeszła z rąk właścicielki i wdrapała się Lenie na barki. Polizała ją po policzku i we trójkę pobiegły w kierunku zamku.
- A wy panowie, zapraszam za mną.- powiedział donośnym głosem król. Obrócił się i poszedł w kierunku namiotu. Chłopcy widząc jak król odchodzi, pobiegli za nim.

       Esalime, Lena i smoczyca Mimzi dotarły do komnaty księżniczki. Po drodze do zamku, elfka oprowadziła Lenę po małym kawałku osady. Młoda smoczyca zlazła z barków czarodziejki lodu i pomaszerowała na swoje małe, ale piękne łóżeczko. Ziewnęła i po chwili zasnęła.
- Więc... po co tu przybyliście?- zapytała księżniczka.
- Królowa elfów światła powiedziała że twój ojciec, pani, przydzieli nam jednego z elfów ziemi do pomocy w odszukaniu Kryształu Mrozu.
- Oj, przestań bo mnie postarzasz. Nazywam się Esalime a nie "pani".
- Dobrze. Ja nazywam się Lena.
- Lena? Ale piękne imię! Zawsze chciałam się tak nazywać ale u elfów ziemi nie można tak nazywać dzieci. Jedynie u elfów wody jest to możliwe. Nie pytaj, nie wiem czemu. Takie prawo, zdaje się.
- Rzeczywiście trochę to dziwne. A jak myślisz, kogo pani, to znaczy twój ojciec nam przydzieli?
- Nie mam pojęcia.- powiedziała Esalime siadając na swoim łożu. Poklepała miejsce obok, dając znak Lenie by usiadła. Dziewczyna podeszła i zajęła miejsce.
- Ale znając życie zrobi zawody. Ten kto je wygra, pójdzie z wami. Zwykle tak robi, z resztą inne rasy elfów także, no chyba że znajdą się chętni do wyprawy. Wtedy nie ma zawodów a śmiałkowie wyruszają w drogę.- nastała cisza. Po chwili Esalime wstała i podeszła do okna. Spojrzała na namiot, w którym przebywali jej ojciec, Seth i Saymon. Po chwili błądzenia wzrokiem, spojrzała na elfa światła a następnie na ziemskiego chłopaka.
- Przystojni są.
- Kto?- zapytała Lena podchodząc do okna.
- No, ci twoi towarzysze.
- Aa, o tych sierotach mówisz. Tak, są przystojni.- powiedziała śmiejąc się i wbijając wzrok w okno razem z księżniczką.
- Jak myślisz, zajęci są?
- Ten mniejszy jest mój.- powiedziała pokazując palcem na Setha.
- A ten większy to nie. Chyba...
- Czas się przekonać.- powiedziała Esalime uśmiechając się łobuzersko. Lenie aż ciarki przeszły. Po chwili złapała ją i razem wybiegły na podwórze.

         Król właśnie przedstawiał chłopakom fenomen zawodów, w których wyłoni się ich przyszły towarzysz lub towarzyszka. 
- No więc jak, panowie? Zgadzacie się?
- Oczywiście!- odpowiedzieli razem. Król zaśmiał się i potarł swoją brodę.
- Cześć tatusiu!- przybiegła Esalime razem z Leną, którą trzymała za rękę.
- Co tutaj robisz? Nie powinnaś oprowadzać tej młodej damy po osadzie?
- Pomyślałam że i tych przystojnych, znaczy... młodzieńców też zabiorę.- poprawiła się a na jej policzkach malowały się rumieńce. Wszyscy zaśmiali się.
- Dobrze już dobrze. Możesz ich zabrać, już obgadaliśmy co i jak.
- No... więc chodźcie!- powiedziała Esalime a towarzysze Leny poszli za nią. Dziewczyna ukłoniła się królowi i podeszłą do niego.
- Przepraszam że zabieram cenny czas ale mam pytanie.
- Ależ nie ma za co. Słucham?
- Czy mógł by król wybrać jakiegoś znawcę magii ziemi? Brakuje nam doświadczonych magów, bo ja sama ledwo się na niej znam.
- Znasz się na magii? A na jakiej, jeśli mogę wiedzieć?
- Oczywiście. Panuje nad magią lodu. Mój starszy brat, Luke, panuje nad ogniem.
- Wasi rodzice byli magami?- zapytał król marszcząc czoło.
- Nie mam pojęcia, chyba nie.
- LENA!! RUSZ SIĘ!- wydarła się Esalime, która była już daleko namiotu.
- IDĘ JUŻ! Przepraszam i do widzenia.- pożegnała się i pobiegła do elfki i przyjaciół. Król popatrzył przez chwilę jak dziewczyna się oddala, a następnie podeszła do jednego z żołnierzy.
- Słuchaj, zgarnij jak najwięcej magów ziemi i natury. Mogą byc też inni ale magowie są bardziej pożądani. A i znajdź do biblioteki i znajdź Księgę Lodu.
- Tak jest królu!- wojownik zasalutował i odszedł.

      Nasza grupka była już w parku, w centrum osady. Ludzie widzący idącą księżniczkę, kłaniali się a ona odkłaniała. Wyglądało na to że bardzo kocha swój lud i jest bardzo miła. Małe elfy nawet wręczały jej bukiety pięknych, różnokolorowych kwiatów polnych. Przyjmowała je bez żadnego słowa, no... jedynie dziękowała. Jeden z bukietów otrzymała również Lena.
- Dziękuje bardzo.- powiedziała jednej małej elfce. Ta uśmiechnęła się i pobiegła do swojej mamy.
- Tutejsza ludność jest bardzo miła i hojna, nie taka jak w stolicy.- powiedziała Esalime przyjmując kolejny bukiet.
- A jacy są w stolicy?- zapytał Seth.
- No wiesz, tamtejsi są mistrzami magii ziemi i natury. Są nieufni i bardzo surowi. Prawo tam panujące jest, jednym słowem, okrutne. Nawet mój ojciec nie może tego zmienić, mimo że jest królem! Wiecie, odwieczne prawo dziedziczenia tronu. Według niego prawo ustawione przez pierwszego króla lub królową, nie może być zmieniane chyba że sami wyrażą na to zgodę.
- Jak to? To u was pyta się duchy zmarłych królów o zdanie?- zapytał Saymon drapiąc się po głowie.
- Tak, raz w roku przywołuje się ich duchy i mówi się im jaka sytuacja panuje w stolicy i w osadach.
- Dziwne, u nas tak nie jest.- powiedział książę elfów światła.
- A jak u was jest?- zapytała Esalime. Byli już w parku, więc usiedli na ławce obok wielkiego, pięknego drzewa. Wychodziła z niego dziwna, ale piękna zielona aura. Lena chciała zapytać, co to jest lecz Esalime była zajęta rozmową z jednym z poddanych. Usiadła obok Setha, na boku ławki. Po chwili księżniczka podeszła do znajomych i usiadła obok Saymona.
- Esalime, mam pytanie.- powiedziała Lena.
- Tak?
- Co to za aura wychodząca z tego drzewa?
- Ah, to. To jest Drzewo Życia a te promienie tworzą taką kopułę ochronną dookoła osady. Za dużo tutaj dzikich stworów aby polegać jedynie na murach ochronnych. Ale wracając, Saymonie, opowiesz trochę o twoim ludzie?- popatrzyła prosto w oczy elfa światła.
- Jasne. Nasz pałac jest wybudowany na górze z białej skały a dookoła niej zbudowane jest miasto, otoczone wielkim murem obronnym. Poza nim wybudowane są mniejsze wioski i osady z których otrzymujemy zboże, warzywa, owoce czy ryby. Nie jemy mięsa. Odwiecznym prawem panującym jest nie zabijanie zwierząt. Żyjemy, a raczej staramy się, żyć z nimi w harmonii. Puki co wychodzi. Ziemie są żyzne i urodzajne a ludzie weseli i pomocni. Prawo jest o wiele łaskawsze niż u Was, jak opowiadałaś.
- Muszę się do was wybrać.- powiedziała uśmiechając się uwodzicielsko. Młody elf zarumienił się i podrapał w tył głowy.
- Księżniczko!- zawołał ją ten sam żołnierz, którego poprosił o pomoc król ziemnych.
- Wybaczcie na chwilę.- przeprosiła towarzyszy i podeszła do wojownika. Rozmawiali o czymś i po kilku minutach Esalime wróciła.
- Mam dla was wieści.
- Jakie?- zapytali chórem.
- Będziecie musieli zostać u nas jakiś tydzień, może trochę mniej bo jutro odbędą się zawody. I wiecie co? Wezmę w nich udział!
- Co?- znów zapytali razem.
- No co? Znam się na magii i walce wręcz, więc czemu by nie spróbować? A może uda mi się przejść te zawody.
- Było by świetnie!- powiedziała Lena.
- Prawda? Dobra, chodźcie za mną. Pokażę wam wasze komnaty.- powiedziała i razem z nowymi przyjaciółmi poszła do pałacu.

_________________________________________________________

No, oto i rozdział. Może i krótki i może wydawać się pisany "na szybko" lecz od razu mówię, pisałam go trochę czasu. 
Pierwowzór był zupełnie inny ale osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału.
A i w zakładce "Bohaterowie" pojawił się wizerunek Esalime i jej smoczycy Mimzi. Ów smoczyca będzie bardzo ważna dla księżniczki i w kolejnym rozdziale dowiecie się czemu.
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania!!
Elfik Elen