środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 12

* Luke, Kyra, Michael *

   Cała piątka wkroczyła do ruin wioski elfów ognia w której wychowywał się Kastiel. Znów wszystkich ogarnął smutek i uczucie bezsilności. Masa martwych ciał, zniszczone domy i palące się jeszcze rośliny pustynne. Taki obraz panował teraz w, niegdyś pięknej, wiosce ognistych elfów. Gdy znaleźli się w centrum osady, usłyszeli głosy. Były zniekształcone i po chwili dołączył do nich odgłos zbliżających się kroków. Po chwili ujrzeli cztery ogniste stwory, wychodzące zza jedne z ulic.
- Behemoty.- powiedział Kastiel ustawiając się w pozycji bojowej. Luke namalował symbol zaklęcia "Kuli ognia" i po chwili czar poleciał w kierunku potwora. Lecz nic się nie stało.
- A mówiłem że są odporni na ataki ogniem?- zapytał elf ognia uśmiechając się niepewnie. Wszyscy spojrzeli na niego z wyrzutami.
- Super.- burknął Luke. Kyra szepnęła coś do Diany i po chwili obie zaczęły ostrzeliwać, przyglądającym się im, behemoty. Wodne strzały leciała jedna za drugą, lecz to także nic nie dało. No... jedynie rozwścieczyło ogniste stwory i sprowokowało je do ataku. Luke znów namalował symbol zaklęcia, tym razem ochronnego. Po chwili otoczyła ich ognista kopuła od której odbili się wrogowie. W normalnych okolicznościach, podpalili by się lecz byli ognioodporni.
- Może jeszcze jakieś cudowne rady na temat tych stworów, braciszku?- zapytała Diana nakładając strzałę na swój łuk. Naciągnęła cięciwę i czekała na moment by wypuścić wodną strzałę.
- Chwilka... yhh!- syknął.- Ale czekaj, już wiem! Celujcie w ich nogi. Nogi są słabym punktem!- krzyknął a bariera w tym momencie została zniszczona. Behemoty biegły prosto w stronę przyjaciół. Kastiel podbiegł do jednego, zrobił zamach i uciął mu obie nogi. Potem dobił stwora zanurzając ostrze miecza w jego głowie. Kyra strzelała w nogi kolejnego przeciwnika. Stwór padł z przebitymi kończynami. Dziewczyna pobiegła do niego i w szybkim tempie, wbiła mu ostro zakończoną deskę w serce. Trzeci Behemot biegł na Michaela. Chłopak obrócił miecz w ręce i po chwili odciął nogi wroga a następnie jego głowę. Trzeba przyznać, nastolatek zmienił się. Był odważniejszy i lepiej radził sobie z mieczem. Treningi w pałacu elfów światła poszły na dobre. Czwartego stwora zabiła Diana swoim precyzyjnym strzałem w serce wroga. Padł martwy jak jego pobratymcy.
- No, to po zmartwieniu.- powiedziała wesoło Kyra przytulając Luka. Lecz mina Kastiela nie wyrażała radości tak jak reszty grupy.
- Co jest?- zapytał Michael.
- To że Behemoty wędrują w większych grupach niż cztery osobniki.
- Czyli sugerujesz, że możemy być ponownie zaatakowani?- zdziwiła się Diana.
- Dokładnie. Musimy wyruszać bo inaczej nie obejdzie się bez rozlewu krwi.- gdy tylko młody elf ognia dokończył zdanie, ponownie usłyszeli głosy. Tym razem więcej niżeli dwa czy cztery.
- Pięknie, czyli bez walki się nie obejdzie?- zapytał sarkastycznie Luke od razu biorąc za malowanie się zaklęcia ochronnego. Namalował jeden symbol, potem drugi dzięki czemu powstała silna bariera ochronna. Kastiel też wyczarował kilka barier które powiększyły ochronne moce głównej kopuły. Byli bezpieczni, przynajmniej na razie bo jak się okazało, wrogów było ponad trzydziestu. Diana zaczęła błagać o błogosławieństwo boginię Elen, a jej brat modlił się do Zaracha. Trójka poszukiwaczy nie była zdziwiona tym widokiem. Elfy zawsze przed większymi walkami modlili się do swoich bóstw o powodzenie i błogosławieństwo. Ludzie z Fiary też tak czynili, lecz po wybuchu Wojny Przywołania stracili wiarę w bogów, przez co większość nich została bezbożnikami. Po chwili elfie rodzeństwo skończyło swe modły i nadeszli wrogowie. Bez zastanowienia rzucili się na kopułę ochronną. Większość odbijała się, lecz po chwili znów atakowali. I tak w koło aż do momentu zniszczenia bariery, który nastąpił po półgodzinie. Przez ten czas piątka przyjaciół ustaliła plan działania. Plan był prosty, pozbawić życia wrogów i nie dać się zabić. Bardzo kreatywne, lecz jak się okazało skuteczne. Luke stworzył sobie ognisty miecz, który po chwili stał się zwyczajny i razem z Kastielem i Michaelem, wyszedł na czoło grupy osłaniając obie łuczniczki. Diana przez moment skupiała się i po chwili wyciągnęła z kołczanu cztery strzały, które strzeliła w niebo nad wrogami. Po chwili zaczął padać deszcz strzał. Kyra nie potrafiła jeszcze stworzyć deszczu, lecz ostrzeliwała ich potężnymi salwami. Dzięki takiej taktyce, obie łuczniczki pozbawiły życia piętnastu Behemotom. Lecz to nie był koniec walki bo została jeszcze połowa. Wrogowie wpadli we wściekłość i biegli na piątkę przyjaciół. Chłopaki obrócili mieczami w dłoniach i ustawili się w pozycjach bojowych czekając aż stwory podejdą wystarczająco blisko. Gdy to nastąpiło rozpoczęła się walka. Kastiel zrobił zamach i wykonał potężny cios, który pozbawił życia jednego stwora i ogłuszył drugiego. Następnie zrobił cięcie i zabił ogłuszonego i jeszcze dwa inne Behemoty. Luke nie do końca radził sobie z mieczem w dłoni, więc gdy udało mu się wbić ostrze broni w pierś wroga, przyzwał swoją laskę i walczył nią. Obrócił nią w powietrzu i zrobił zamach na trzy biegnące ko niemu potwory. Bez problemu padły na ziemię i po chwili przebiły ich strzały Kyry. Lecz Michael miał najgorzej. Na niego rzuciła się siódemka stworów. Chłopak spanikował i zaczął uciekać, lecz po chwili odwaga powróciła i zaczął walczyć. Jednemu podciął nogi i dobił, lecz gdy wyjmował miecz z głowy ofiary, znikąd pojawiła się chimera. Wydała z siebie okropny okrzyk i machając ogonem, wbiła go Michaelowi w lewą pierś. Nastolatek padł na ziemię z głośnym krzykiem. Jego przyjaciele spojrzeli na niego. Z rany leciała krew. Podbiegli do niego i ochraniali przed Behemotami i chimerą. Po chwili Lukowi przypomniało się że stworzenie z ogonem nie jest odporne na magię ognia jak ogniste stwory, więc namalował symbol zaklęcia "Strzały ognia" i po chwili z nieba wyleciała strzała wbijając się w grzbiet chimery. Jeszcze przez chwilę stała na łapach, lecz po chwili padła martwa. Dla bezpieczeństwa Kastiel odciął jej ogon i rzucił nim w stojące w bezruchu Behemoty. Po chwili Diana wystrzeliła salwę strzał, zabijając resztę wrogów. Kyra uklęknęła przy rannym przyjacielu.
- Michael, puki masz jeszcze siły, spróbuj namalować symbol uzdrawiania.- chłopak posłuchał przyjaciółki, pokiwał głową i palcem namalował symbol czaru. Po chwili pojawiło się bladoniebieskie światło na ranie chłopaka. Co prawda rana się zalepiła, lecz Michael czuł się dziwnie.
- To nie pomoże.- powiedział Kastiel.
- Dlaczego?- zapytał zdziwiony uzdrowiciel.
- Dlatego że ogon chimery jest nasączony trucizną która powinna od razu zabic ofiarę. A że Michael uzdrowił się w czas, będzie teraz osłabiony lecz koniec końców...- elf wziął wdech.
- No skończ!- krzyknął młody uzdrowiciel.
- Umrzesz.- na te słowa zamurowało wszystkich. Nastała cisza, którą przerywał jedynie wiatr obijający się o ruiny.
- Jest na to jakieś lekarstwo lub czar?- zapytał Luke podchodząc do przyjaciela. Mimo że początkowo nie był do niego nastawiony przyjaźnie, teraz to się zmieniło. Podczas tego spędzonego czasu w jego towarzystwie, polubił go.
- Tak, dwa. Pierwszy to łzy jednorożca, a drugi to pocałunek ukochanej osoby.
- Miranda jest na Ziemi i nie ma szans jej tu ściągnąć. Pozostaje nam zdobyć te łzy.- powiedział Michael, próbując wstać z czarnego piachu. Luke i Kyra pomogli mu w tym gdyż nie dał rady sam. Widocznie trucizna zaczęła działać.
- Lecz mamy problem. Na ziemiach elfów ognia raczej nie znajdziemy żadnego jednorożca, jedynie w Shan'Dun* możemy spotkać czarne jednorożce. Ich łzy działają tak samo.- powiedziała Diana.
- To dobrze się składa. I tak mieliśmy tam zawitać, więc będzie po drodze. Zatem wyruszajmy.- powiedział Luke, biorąc Michaela pod ramię. Po chwili każdy ruszył w kierunku południowym, gdzie leży Shan'Dun.
            Po pół dniowej wędrówce, cała piątka dotarła do miasta-stolicy elfów ognia, Ognistych Kłów. Świadczyło to o tym że czarny piach był na pograniczu tego naturalnego, złotego.
- Musimy się tutaj zatrzymać. Jesteśmy głodni a Michaelowi przyda się odpoczynek.- powiedziała Kyra spoglądając na, idącego samemu, Michaela. Gdzieś tak w połowie drogi poczuł się nieco lepiej i powiedział że dalej dojdzie sam. Lecz teraz był tak ubity że ledwo podnosił nogi.
- Masz rację. Tylko boję się reakcji elfów ognia na mój widok. Bo wodne elfy nie są mile widziane na tutejszych ziemiach.- powiedziała Diana.
- Spokojnie, jesteś moją siostrą więc nie mają prawa cie nie wpuścić. A na dodatek jesteśmy kuzynami syna cesarza, więc nie mają nic do gatki.- Kastiel objął Dianę po bratersku i razem się zaśmiali.
- Jesteście kuzynami syna króla elfów ognia?!- zapytali zdziwieni Kyra i Michael.
- A nie mówiliśmy?
- Nie!
- To już wiecie.- elfie rodzeństwo zaśmiali się i całą grupą ruszyli do jednej z bram Ognistych Kłów. Gdy tylko doszli do południowej bramy, zaczęły się pierwsze konflikty. Strażnicy nie chcieli ich wpuścić ponieważ znajdowali się poza bramą kilka dni. Ty było raczej logiczne skoro znajdowali się po drugiej stronie, lecz strażnicy powiedzieli dlaczego nie chcą ich wpuścić. Otóż od kilku dni po pustyni panoszą się demony Morgatha*, które hipnotyzują młode elfy i buntują przeciwko innym. To też przez sługi arcydemona, wioska Kastiela została zniszczona dlatego że nie udało się tam nikogo zwerbować. Lecz po długich namowach udało się dostać do środka, lecz cała piątka miała zgłosić się do tutejszego medyka.
- Dobrze się składa, może będzie miał łzy jednorożca.- powiedział Michael a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech,
- Może, może...

_______________________________________________

* Shan'Dun- główne miasto mrocznych elfów. Uważa się je za siedzibę boga mroku i nocy, Nora.
* Moragath- arcydemon stworzony przez Magów Kręgu podczas Wojny Przywołania. Uważano go za zmarłego, lecz okazał się że wraz z przebudzeniem się Hokana Ashira, ożywił się Moragath.
_______________________________________________

No, mam nadzieję że ten rozdział był ciekawszy niż poprzednie.
I liczę na to że dziabniecie jakiś komentarz :)
I muszę wam coś powiedziec, jutro mam bal gimnazjalny!! I nie wiem czy wyrobię się z dodaniem rozdziału na Kręgu Tajemnic, ale spokojnie, postaram się.
No ale do rzeczy, podobał się rozdział? Mam nadzieję że tak.
Jak myślicie, czy uda się całkowicie uzdrowić Michaela, czy też umrze? 
I od następnego rozdziału, wali będą pojawiac się coraz częściej, przecież... Krąg jest już prawie pełen.
Więc ja was pozdrawiam i błagam o jakiekolwiek komentarze.
Papa :*
Elfik Elen

5 komentarzy:

  1. Świetna długość i opisy :)
    Zdarzają się braki przecinków i literówki, ale kto ich nie miewa? ;)
    "Póki".
    Coś mi kropki w dialogach nie pasują.
    Chimera? Micheal? Ale dlaczego no?
    Bardzo mi się podoba :) Jest dynamiczny, występuje trochę dramatu, jak i momenty komediowe :)

    Życzę Ci miłej zabawy podczas komersu (dlaczego teraz zwie się to balem?!) ;)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, działałam pod wpływem emocji pisząc ten rozdział więc dlatego :P
      Dziękuje za komentarz :*

      Usuń
  2. Już myślałam, że nie dobiją behemotów :o
    Uwielbiam twoje opisy walk, a ta jest szczególna!
    NIE! Michael! NIEEE! Dlaczego :O? Naprawdę myślałam, że chcesz go uśmiercić!
    Nie martw się! My poczekamy ^___^ baw się dobrze na balu gimnazjalnym (ja chcę jakąś fotkę XD).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do prośby o zdjęcie ^^

      Usuń
    2. Zobaczymy, jak się nie napier... ehkem, tego, no... nie napiję za dużo to coś tam pokażę. Ale od razu mówię, mojej zjaranej mordy nie ujrzycie, bo... nie lubię za bardzo wstawiać zdjęć, zwłaszcza ze mną w roli głównej. Jedynie miejsce w którym się bawiliśmy i ewentualnie grupę z jaką będę świętowała.
      I tak ogólnie to dzięki za komentarze.
      A co do Michaela, to szykuje coś... z resztą zobaczycie.

      Usuń